Awaryjne lądowania wbrew pozorom nie są wcale wyjątkowo rzadkie. Sztywne i rygorystyczne procedury zmuszają do nich pilotów w wypadku np. niewielkich usterek czy zachowania pasażerów. Rzadko jednak się zdarza by samolot musiał lądować przez… smród!
Maszyna linii Air Canada Rouge lecącej z Montrealu do Vancouver musiała zawrócić na lotnisko chwilę po starcie. Po całym samolocie zaczął roznosić się niewyobrażalny i trudny do wytrzymania smród z pogranicza zepsutego mięsa, wymiocin i zgniłych jaj. Ani podróżni ani personel pokładowy nie był w stanie zlokalizować źródła zapachu.
ZOBACZ TEŻ: Lubelszczyzna: pług wyorał dziecięce kości. Przerażające odkrycie
Wrażenia zapachowe były tak intensywne, że załoga na lotnisko w Montrealu wracała w maskach tlenowych. Gdy pasażerowie opuścili samolot, obsługa rozpoczęła powtórne przetrząsanie maszyny. Okazało się, że źródło zapachu tkwiło w ładowni samolotu.
Winowajcą były popularny w Azji Południowo-Wschodniej… owoc. Chodzi o duriana, czyli najbardziej śmierdzący owoc świata. Mimo zapachu są one przez wielu uznawane za przysmak. Jednak z racji na smród zabronione jest przewożenie ich w samolotach czy wchodzenie do budynków i miejsc publicznych.
Jakim więc cudem duriany znalazły się na pokładzie samolotu? Być może winien jest któryś z pasażerów. Obsługa lotniska będzie musiała to wyjaśnić, bo przecież awaryjne lądowanie to zawsze dodatkowy koszt dla linii lotniczej i stres dla pasażerów.
fakt.pl/ foto: zdjęcie ilustracyjne.