13 stycznia minął rok od tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wiemy już, że został zamordowany przez chorego psychicznie furiata, który jak dotąd siedzi w areszcie i czeka na proces. Dziennikarze „Faktu” dotarli do rozmów, które Stefan W. prowadził z kolegami z celi.
Stefan W. poprzedni wyrok odsiadywał za napady na banki. Przez dwa lata był sklasyfikowany jako wiezień niebezpieczny, dlatego jego cela była stale monitorowana, nie było tam nic poza ubikacją, zlewem i łóżkiem. Z czasem rygor wokół W. nieco zmalał i mógł nawiązać kontakty z innymi więźniami. Utrzymał je nawet po wyjściu z więzienia. To co im pisał było przerażające.
Stefan W. wprost pisał, co zamierza zrobić. Jego chory umysł obwinił za swoje własne błędy innych ludzi. Uważał, że przeciwko niemu zawiązał się spisek gdańskich oficjeli i przedstawicieli służb.
Szykuję się do wyborów. Nie spocznę dopóki te wszystkie kur… z Gdańska, SW, policja prokuratura, sądy się nie powieszą. Zrobiły ze mnie kur… więźnia politycznego, torturowali mnie, otruwali – teraz będzie rozpie….. Teraz jestem obserwowany, policja się mnie boi – kupiłem se noże – fajne taktyczne. Kiedyś byłem mistrzem wszystkiego co robiłem, a teraz już emerytura, ledwo żyję, cukrzyca – kur.. je… otruwali mnie dwa lata, 20 kilo zjechałem na wadze, wzrok straciłem, serce słabo działa. Mówię Ci dopinam jeszcze tylko kilka rzeczy tutaj do końca i wracam na dożywotkę, trzeba pojechać z kur… – walić, je.., nic się nie bać[pis. oryginalna – przyp. red.]
– pisał do jednego ze swoich kolegów z celi. Do tych rozmów dotarli dziennikarze „Faktu”, którzy zacytowali je jako pierwsi.
Wciąż jeszcze nie ma jednoznacznej opinii biegłych w sprawie Stefana W. Nie wiadomo, czy w momencie popełniania czynu był poczytalny, czy nie. Od tego zależy, czy trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego, czy będzie sądzony. W tym drugim wypadku grozi mu nawet dożywocie.