Po kilku tygodniach badania sprawy, Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe odmówiła wszczęcia postępowania ws. Bartłomieja Misiewicza. Chodziło o podejrzenia, iż jako rzecznik MON przekroczył uprawnienia – użył służbowej limuzyny do celów prywatnych.
„Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania wobec braku znamion czynu zabronionego” – poinformował w czwartek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Łukasz Janyst.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył w lutym podlaski poseł Nowoczesnej Krzysztof Truskolaski. Podstawą był artykuł opublikowany dwa tygodnie wcześniej przez dziennik „Fakt”. Gazeta podała, że Misiewicz wykorzystał służbowe auto, żeby pojechać na imprezę w jednym z białostockich klubów.
Według publikacji prasowych, 19 stycznia 2017 r., rzecznik MON miał przyjechać „luksusowym BMW” przed jeden z klubów w centrum Białegostoku, w którym potem się bawił. Misiewicz miał przyjechać do klubu limuzyną, mimo że hotel, w którym mieszkał, znajduje się kilkaset metrów od klubu, a pokonanie tej trasy pieszo zajmuje kilka minut.
Po tych doniesieniach Truskolaski złożył interpelację do szefa MON Antoniego Macierewicza z prośbą o wyjaśnienia. Zwrócił się też do władz Białegostoku z prośbą o udostępnienie nagrań z monitoringu miejskiego. Białostocka Straż Miejska odmówiła, tłumacząc to tym, że nagrania mogą być przekazane organom ścigania jako dowód w sprawach o przestępstwa i wykroczenia.
Składając zawiadomienie poseł wyjaśniał, że robi to po odmowie udostępnienia nagrań, by mogła je poznać opinia publiczna. Wyraził wtedy nadzieję, że prokuratura wystąpi do Straży Miejskiej o nagranie z monitoringu.
Prokuratura badała również wątek dotyczący korzystania z ochrony. Ustaliła, że tego dnia nie była Bartłomiejowi Misiewiczowi przyznana ochrona, a funkcjonariusz mu towarzyszący był kierowcą.
PAP