Kradli zegarki i rowery, wypijali perfumy jak najlepszy alkohol, smar do wozów brali za marmoladę, a krem Nivea za aromatyzowany smalec. Zetknięcie się Polaków z sowieckimi żołnierzami, którzy 17 września zaatakowali wschodnie obszary II Rzeczypospolitej należało do traumatycznych i szokujących przeżyć. Armia Czerwona daleka była od zachodnioeuropejskich obyczajów.
Czasem brzmią zabawnie i groteskowo, jednak za większością z tych relacji kryją się dramaty naszych przodków.
„Byli brudni, czasem płaszcze się za nimi wlokły – tacy byli mali. To była populacja wielkiego głodu na Ukrainie i w Rosji. Robili wrażenie hordy, masy robactwa, mrówek z karabinami. Wynędzniali, szli nie jak armia, ale powoli, bez rytmu, pokrzykując, no i śmierdząc.”
– wspomina Adam Macedoński, artysta plastyk, który w 1939 roku miał 9 lat i mieszkał we Lwowie. Na własne oczy widział wkroczenie Krasnoarmiejców do swojego miasta i ich niecodzienne zwyczaje wynikające z braku obycia i wiedzy o świecie poza „komunistycznym rajem” :
– Bardzo poszukiwane były lepy na muchy, bo jakiś dowcipny batiar (awanturnik) lwowski powiedział im, że to jest luksusowy przysmak panów. Szukali po sklepach lepów, i te lepy panie oficerowe lizały na ulicy. Lep na muchy był robiony na miodzie czy na cukrze.
Wspomnienia w tym samym tonie nie należą do rzadkości:
Oddział piechoty w brudnoszarych szynelach przepasanych parcianymi paskami, z karabinami na sznurkach nie wytrzymywał w moich oczach porównania z dziarskimi i barwnymi ułanami
– pisze w swej książce Mieczysław Kumorek. Za żartobliwy komentarz pod adresem żołnierzy został złapany i po brutalnym śledztwie skazany na 8 lat łagru.
Armia Czerwona na dobre zadomowiła się na kresach, a jej żołnierze rozpoczęli nierzadko trudne zapoznawanie się z dobrodziejstwami świata, który jak dotąd nie zaznał komunizmu.
Kupował chłop smar do wozu. Po jego wyjściu dwóch bolszewików zażądało tego, co brał chłop, dwa kilogramy. Wyszli ze sklepu i nie zważając na to, że to ulica zaczęli palcami próbować smaru. […] Tak próbowali po trzy razy, aż potem mówi jeden do drugiego, że polska marmelada niesmaczna i całą paczkę ze złością rzucili na chodnik”
– relacjonowała mieszkanka Grodna.
Szok kulturowy
Szok kulturowy przeżywali szczególnie żołnierze z azjatyckich części ZSRS, oderwani od życia, które w ich rejonach nie zmieniło się praktycznie od setek lat:
„Przyłapani na patrzeniu na coś z zainteresowaniem, uśmiechali się protekcjonalnie i mówili: ‘Mamy tego pod dostatkiem w Związku Sowieckim’. Trudno to było pogodzić z ich nienasyconym głodem zegarków, brzytw, latarek, scyzoryków, piór wiecznych”
– opisywał swoje zetknięcie z Sowietami Aleksander Topolski. I choć trafił na bardziej karne oddziały gdyż w jego rodzinnym mieście „nie było żadnych kradzieży, żadnych gwałtów”, a nawet „przekleństwa należały do rzadkości” ostatecznie również skończył na Syberii i miał okazję poznać system komunistyczny od najmroczniejszej strony.
Przytoczone powyżej wspomnienia to tylko skromny wycinek tego, co Polacy zapamiętali z sowieckiej inwazji w 1939 roku. Nic dziwnego, że ci, którzy zetknęli się z nią wtedy, 5 lat później wcale nie uważali Armii Czerwonej za wyzwolicieli.
Na podstawie:
Mieczysław Kumorek, Z Kresów do peczorskich łagrów, Warszawa 1990
Aleksander Topolski, Biez Wodki. Moje wojenne przeżycia w Rosji, Poznań 2011
ciekawostkihistoryczne.pl
TVP.info