To miał być dzień jak co dzień – spędzony na ciężkiej pracy w kopalni Mikulczyce Rokitnica w Zabrzu. Alojzy Piontek zjechał na dół i nie miał pojęcia, że jego szychta przedłuży się do pełnego tygodnia. I że zarazem stanie się najsłynniejszym polskim górnikiem w historii. Jednak by przeżyć musiał pić mocz i jeść kawałki drewna.
Był 23 marca 1971 roku. Alojzy Piontek znalazł się w najgorszym możliwym miejscu, w najgorszym możliwym czasie – 780 metrów pod ziemią, w korytarzu górniczym, w którym akurat na jego zmianie doszło do zapłonu metanu. Ośmiu górników zginęło na miejscu, Alojzy został przywalony kamieniami, elementami stropu i wszelkim możliwym śmieciem tak, że z ledwością mógł oddychać. Obok niego umierał kolega ze zmiażdżoną przez taki sam gruz nogą i klatką piersiową.
Kolega prosi go o to, by pożegnał od niego rodzinę. Wkrótce umiera z powodu obrażeń, a Alojzy zostaje sam wśród zwałów gruzu, absolutnej ciemności i ciszy przerywanej tylko groźnymi pomrukami obsypującego się górotworu i połamanych konstrukcji korytarza.
Alojzy był przygnieciony styliskiem wielkiej, drewnianej łopaty. Udało mu się odłamać blaszkę ze swojej lampki górniczej i przy jej pomocy przez kilka godzin ciął uparcie gruby kawał styliska, żeby zapewnić sobie więcej swobody. Gdy mu się to udało, wczołgał się do szczeliny wielkości około 100×70 centymetrów. Strasznie chce mu się pić.
ZOBACZ TEŻ: Jak obliczyć wiek psa? Mnożenie przez 7 to MIT – SPRAWDŹ
Żeby ugasić pragnienie oddaje mocz do górniczego kasku i co jakiś czas zwilża sobie nim usta. W desperacji gryzie dziąsła do krwi, żeby chociaż nią zwilżyć spierzchnięte usta. Kawałki drewna z przepiłowanego styliska łopaty służyły mu też za pokarm, który żuł przez całe godziny, pozostawiony sam sobie.
Wreszcie usłyszał zbliżające się do niego głuche dźwięki, a po jakimś czasie powiew powietrza wzmógł się – ktoś się do niego zbliżał i przekopywał zwałowisko!
Ratownik, który jako pierwszy dotarł w pobliże Alojzego był przekonany, że to jego kolega utknął gdzieś po drodze i wołał o ratunek. Początkowo nie mógł uwierzyć, że słyszy żywego, zasypanego górnika – po 7 dniach akcji ratowniczej był pewny, ze czekają na niego tylko zwłoki.
Co tam, pieruna, z wami?! – niecierpliwił się Piontek, gdy ratownicy wciąż do niego nie docierali – To jo, Alojz Piontek. Wyciągnijcie mnie stąd! Ja tu już od wczoraj z drugij zmiany!
W zwałowisku czas leciał Alojzemu zupełnie inaczej. Myślał, że minął jeden dzień, podczas gdy siedział tam aż tydzień pijąc mocz i jedząc drewno! Tracący przytomność Piontek miał zupełnie zaburzone poczucie czasu. Jednak górnik musiał uzbroić się w cierpliwość – jeszcze trzy godziny zajęło ratownikom dojście do niego. Pierwsze pytanie Piontka do ratowników zupełnie zbiło ich z tropu:
Chopy! Dobrze, żeście przyszli, bo jo som od wczoraj siedza. Powiedzcie mi: jak Górnik groł z Angolami?
Zszokowani ratownicy powiedzieli mu, że Górnik Zabrze zdążył już przegrać dwa mecze z Manchesterem City, bowiem w rzeczywistości Piontek spędził pod ziemią aż tydzień. Został wydobyty i przewieziony do szpitala. Tam od razu zapalił papierosa. Lekarze nie mogli uwierzyć, że jest w tak dobrej formie po tak długim przebywaniu bez pożywienia i wody.
Piontek dostał od kopalni rentę i 3-pokojowe mieszkanie. Już nigdy nie zjechał na dół. Do końca życia, a więc do roku 2005 zajmował się swoją małą działką i czasem opowiadał w szkołach i w mediach o swojej przygodzie. Zmarł na pylicę – typową dla górników chorobę, której nabawił się przez 17 lat pracy pod ziemią.