Irlandczyk Seamus Lawless miał 39 lat i marzył o tym, by przed 40-tką zdobyć najwyższy szczyt świata. W domu czekała na niego 4-letnia córeczka i ciężarna żona, z którą znał się 20 lat. Choć mężczyzna spełnił swoje marzenie, to zapłacił za nie najwyższą cenę i już na zawsze pozostanie na Evereście.
Lawless stanąwszy na szczycie Everestu napisał do żony wiadomość. Wkrótce po tym rozpoczął zejście aby jak najszybciej uciec ze strefy śmierci. Niestety, w czasie zejścia runął w ok. 500-metrową przepaść. Jego ciała nie odnaleziono.
ZOBACZ TEŻ: Zaginęli 30 lat temu w Himalajach. Lodowiec wreszcie oddał ich zwłoki
W Dublinie odbyła się msza żałobna za zmarłego, która prowadził ksiądz Michael O’Kelly. W czasie nabożeństwa przytoczył ostatnie słowa, które Seamus wysłał do swojej żony:
Ostatnia wiadomość, jaką otrzymała Pam, z którą był od 20 lat, pochodziła ze szczytu Everestu. Pisał w niej, że dotarł na szczyt i wraca do domu. Jego słowa przybrały nowe znaczenie
Lawless był profesorem, zajmował się sztuczną inteligencją na Trinity College w Dublinie. Niestety, jego obiecująca kariera została przerwana przez przerażający wypadek. Może powinien on stać się kolejnym sygnałem dla władz Nepalu, właścicieli agencji turystycznych i samych chętnych na Everest, by nico zmienić zasady wejścia na szczyt? Pytanie jest tym bardziej zasadne, że 29 maja, a więc dziś, mija kolejna rocznica pierwszego udokumentowanego wejścia człowieka na Mount Everest. Dokonali go w 1953 roku Sir Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay.
o2.pl/ foto: wikipedia