Jako konsumenci zwykle nie zastanawiamy się nad mechanizmami panującymi w danym miejscu. Tym sposobem McDonald’s w sprytny sposób wmanewrował nas w kilka „pułapek”.
1. Ilość staje się synonimem jakości.
Co to oznacza? Że mniej zwracamy uwagę na jakość posiłku. Bardziej na to, że w stosunkowo niskiej cenie dostajemy DUŻĄ porcję.
Ktoś może powiedzieć, że porcje w macu wcale nie są duże. Jednak sieć sprytnie przekonuje nas, że naprawdę serwują spore posiłki. Jak to robią?
2. Rozmiar porcji.
Zauważyliście, że hamburger (kotlet) w McDonald’s jest taki duży, że aż wstaje z bułki? To prosty trick polegający na usmażeniu hamburgera o średnicy ok. 1 cm większej niż bułka. Tak „dużego” hamburgera wkładamy do bułki i gotowe!
Ta sama zasada stosowana jest z frytkami. Długie frytki nakładane są do malutkich torebeczek. Wystają, bo jest ich tak „dużo”, że się nie mieszczą!
Podobnie z napojami, które w Macu standardowo serwowane są z lodem. Dostajemy więc duży kubek napoju, ale połowa to lód.
3. Jesteś bezpłatnym pracownikiem Maca.
W klasycznych restauracjach podchodzi do nas kelner, przyjmuje zamówienie, przynosi posiłek i potem sprząta po nas. W McDonald’s każdy z nas staje się pracownikiem sieci – wykonując wszystkie te czynności samodzielnie. Stoimy w kolejce, zamawiamy, przynosimy sobie posiłek, wyrzucamy opakowania, sprzątamy tace. Dobrze jeszcze, że nie myjemy podłogi!
Czy można mieć do Maca pretensje za takie tricki? Niekoniecznie, bo to po prostu świetnie działający model biznesowy. Warto jednak znać te sztuczki i być ich świadomym podczas kolejnej wizyty w „restauracji” McDonald’s.
(ms)