Szanowni Państwo!
Wprawdzie na przestrzeni wieków retoryka się zmienia, mimo to jednak do niektórych sytuacji również i teraz pasują, zdawałoby się, archaiczne, sformułowania biblijne – na przykład, że brytyjskie referendum w sprawie wyjścia tego kraju z Unii Europejskiej sprawiło, iż „wyszły na jaw zamysły serc wielu”. Oto kiedy tylko okazało się, że większość głosujących Brytyjczyków opowiedziała się za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, rozwścieczony niemiecki minister spraw zagranicznych Walter Steinmeier zwołał do Berlina spotkanie sześciu państw-założycieli Unii Europejskiej pod hasłem: „nie oddamy Europy!” Najwyraźniej Niemcy uważają Europę za swoją własność i „wielka szóstka” tego prawa im nie zaprzeczyła, łagodząc tylko brutalną szczerość tej deklaracji wzmianką o możliwej „elastyczności” w postępowaniu z krajami nie potrafiącymi jeszcze wykrzesać z siebie entuzjazmu dla „pogłębiania integracji”.
W przełożeniu na język ludzki owo „pogłębianie integracji” od samego początku oznaczało zmianę pierwotnej formuły jednoczenia Europy z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. Decyzja w tej sprawie zapadła już w roku 1993, kiedy to wszedł w życie traktat o Unii Europejskiej, potocznie zwany „traktatem z Maastricht” – więc nikt nie może czuć się zaskoczony tym, że niemiecki minister spraw zagranicznych, bez ceregieli wszystkim o tym przypomniał. Nie tylko przypomniał, ale potwierdził tę linię, więc jeśli ktoś jeszcze w tej sytuacji snuje rzewne opowieści o konieczności zmian w traktatach europejskich, to albo jest bardzo mało spostrzegawczy, albo nadal próbuje utrzymywać swoich wyznawców w rzeczywistości podstawionej. Jedyna zmiana, na którą zgodzą się Niemcy, to brutalne przyspieszenie budowy IV Rzeszy środkami wprawdzie pokojowymi, ale dyskretnie wspieranymi rozmaitymi naciskami. Warto bowiem zwrócić uwagę, że kiedy tylko ogłoszone zostały wyniki brytyjskiego referendum, natychmiast zaktywizowały się separatystyczne ruchy w Szkocji i Północnej Irlandii. Czy dlatego, że Szkoci i mieszkańcy Irlandii już nie mogą wytrzymać bez brukselskiej biurokracji, czy też dlatego, że uruchomiona została niemiecka agentura wpływu – tego oczywiście nie wiemy – ale nie od rzeczy będzie wspomnieć, że niemiecka agentura w naszym nieszczęśliwym kraju jest obecnie znacznie bardziej rozbudowana i wpływowa, niż w Szkocji i Irlandii Północnej. Nie tylko zresztą u nas – bo zaproszenie pana ministra Waszczykowskiego do Warszawy przyjęli ministrowie spraw zagranicznych zaledwie 8 krajów, wśród których nie było ani jednego reprezentanta republik bałtyckich: Estonii, Łotwy i Litwy. Ale bo też w ramach „wzmacniania wschodniej flanki NATO” na Litwie ma stacjonować Bundeswehra – oczywiście żeby straszyć złego ruskiego czekistę Putina – więc jakże w tej sytuacji litewski minister spraw zagranicznych ma przyjmować zaproszenia do Warszawy, żeby się namawiać przeciwko Niemcom?
Warto w związku z tym przypomnieć, że w 1989 roku, kiedy zapowiedź ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy wytworzyła tu polityczną próżnię, niektóre państwa regionu próbowały ją wypełnić faktami dokonanymi w postaci „Heksagonale”, to znaczy – porozumienia Włoch, Jugosławii, Węgier i Austrii, do którego w 1990 roku dołączyła Czechosłowacja – jeszcze przed aksamitnym rozwodem, a w 1991 roku Polska. Jednak Niemcy, które po 12 września 1990 roku, kiedy to w Moskwie został podpisany traktat „2 plus 4” to znaczy – cztery mocarstwa „poczdamskie” i dwa państwa niemieckie – odzyskały swobodę ruchów w Europie, natychmiast przystąpiły do wysadzenia Heksagonale w powietrze. Wysłuchawszy niemieckiej zachęty, dwie republiki jugosłowiańskie: Słowenia i Chorwacja, w czerwcu 1991 roku proklamowały niepodległość, co wkrótce postawiło Jugosławię, która miała być bałkańskim filarem Heksagonale, w ogniu krwawej wojny domowej. Pozostali sygnatariusze Heksagonale, widząc, czym grozi politykowanie za niemieckimi plecami, natychmiast się od tej inicjatywy zdystansowali i w rezultacie polityczną próżnię po ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy zaczęły wypełniać Niemcy przy pomocy rozszerzania na wschód Unii Europejskiej, a więc przedsięwzięcia, którego były i są politycznym kierownikiem, co teraz w tak szczery sposób przypomniały.
Obecne przywracanie pruskiej dyscypliny w Unii może rozpocząć się od Polski, wobec której już w styczniu wszczęta została procedura, która Bóg jeden wie, czym się dla nas zakończy. Możliwe zatem, że po wakacyjnej przerwie – o ile w ogóle będziemy jeszcze mogli spotykać się na antenie – spotkamy się w całkiem innych, być może nawet dramatycznych okolicznościach.
Stanisław Michalkiewicz