Urna nad kominkiem? A może po prostu zdjęcie ukochanej osoby, która odeszła? To wszystko już było. A co Wy na to, aby Waszą ścianę zdobił… tatuaż z fragmentem skóry, który za życia nosiła bliska Wam osoba? Choć brzmi to makabrycznie, to jest to jak najbardziej możliwe!
„Save my Ink Forever” to firma, która ma swoją siedzibę w Cleveland w Ohio. Specjalizuje się w zdejmowaniu ze zwłok fragmentów skóry z tatuażami i odpowiednim ich wyprawianiu, aby mogły zawisnąć w ramce na ścianie! Reportaż o nich nakręciła telewizja BBC.
ZOBACZ: Szokujące nagranie z moskiewskiego samolotu. Ludzie płonęli w nim żywcem
Firmę prowadzi dwóch balsamistów, Michael i Kyle Sherwood, którzy jak twierdzą wpadli na ten śmiały pomysł po wielu rozmowach ze znajomymi. Opracowali nową metodę, która zapewnia zabezpieczenie tatuażu zmarłego na bardzo długo.
Jeśli rodzina ma takie życzenie, to balsamiści zdejmują skórę z tatuażem ze zwłok. Następnie wysyłają do laboratorium, gdzie specjaliści poddają ją odpowiedniej obróbce i zabiegom konserwującym. Po trzech miesiącach skóra wraca do rodziny, oprawiona w ramkę ze szkłem chroniącym przed promieniami UV.
Ludzie stawiają urny na kominku, a dla mnie moje tatuaż są o wiele bardziej znaczące. To rzeczywisty fragment człowieka, który coś symbolizuje
– reklamuje swój sposób Sherwood. A Wy co o tym sądzicie? Chcielibyście, aby Wasz tatuaż wisiał np. w salonie Waszych dzieci?