Jak się bawić to się bawić – pewien Norweg świętował nadejście Nowego Roku w stolicy Danii, Kopenhadze. Chyba zapomniał gdzie jest, bo do domu w Oslo postanowił wrócić… taksówką! Żeby było jeszcze śmieszniej – taksówkarz bez szemrania spełnił jego prośbę i sam narobił sobie kłopotów!
Tą imprezę mężczyzna zapamięta na pewno na długo. Kompletnie pijany, po szampańskiej zabawie w Kopenhadze chciał za wszelką cenę wrócić do domu. Dogadał się z taksówkarzem, który zabrał go w ponad 600-kilometrową podróż z Kopenhagi przez Szwecję aż do Norwegii, do Oslo.
Tu zaczęły się problemy. Norweg pod domem po prostu… wyszedł z taksówki nie płacąc i zamknął się w domu. A duńskiemu taksówkarzowi rozładowało się jego elektryczne auto, które przez 6 godzin przemierzyło spory kawał Skandynawii!
Zdesperowany taksówkarz wezwał policję i pomoc drogową. Jego auto zostało odholowane, zaś policjanci zajęli się skacowanym Norwegiem. Za kurs taksówką do domu powinien zapłacić ponad 12,5 tysiąca koron duńskich (7,5 tys. zł). A jakby tego było mało, funkcjonariusze nałożyli na niego grzywnę, w związku z czym łączna kwota do zapłaty urosła do niemal 10 tys. złotych!
Norweg zapewnia, że nic nie pamięta i nie potrafił wyjaśnić czemu wziął taksówkę, aby wrócić do domu. Nas z kolei zastanawia, czemu taksówkarz widząc zupełnie pijanego klienta zdecydował się wyruszyć na taki kurs?
Jedno nie ulega wątpliwości – obaj na pewno na długo zapamiętają sylwestrową zabawę 2017! Miejmy nadzieję, że Nowy Rok przyniesie Norwegowi więcej rozsądku po alkoholu, a taksówkarzowi – lepszych i bardziej słownych klientów! I trwalsze akumulatory w jego aucie!
wprost.pl