Europarlament domaga się od Londynu „sprawiedliwego traktowania” obywateli UE po Brexicie i uregulowania rachunków z Brukselą. Jednak wiele wskazuje na to, że pieniądze mogą być najgorętszym punktem brexitowych rokowań.
Umowa o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE musi być zatwierdzona przez Radę UE (ministrów krajów Unii) oraz Parlament Europejski. Dlatego europosłowie wczoraj przyjęli rezolucję ze swymi warunkami co do Brexitu, który powinien być sfinalizowany do marca 2019 r.
W Wielkiej Brytanii mieszka około 900 tys. obywateli Polski, a Warszawa jest głównym beneficjentem budżetu UE, który wskutek Brexitu będzie narażony na wyrwę około 10 mld euro rocznie.
„Jedyny sposób na łagodzenie skutków Brexitu to jedność pozostałych 27 krajów Unii. Jeśli Londynowi uda się wyłuskiwać poszczególne kraje Unii do dwustronnych rokowań, będziemy przegrywać. Kkraje UE dotąd wykazują wręcz niespodziewane zdyscyplinowanie”.
Marcowa wizyta prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego u premier Theresy May nie jest traktowana w Brukseli jako łamanie jedności. Nie chodzi o zupełne zamrożenie wszelkich stosunków dwustronnych z Londynem.
Zachowanie praw Polaków na Wyspach po Brexicie wymaga żmudnych rozmów o technikaliach – między innymi czy będą mogli pobierać zasiłki na swe dzieci w Polsce, czy obecne prawa rozciągną się na ich przyszłych małżonków, ile będą płacić ich dzieci za studia w Wielkiej Brytanii. Unia, mimo brytyjskich zaprzeczeń, obawia się, że Londyn zechce wykorzystywać swą pozycję w NATO (w tym obecność brytyjskich żołnierzy w Polsce), by rozmiękczać młodsze kraje Unii w rokowaniach o przyszłej umowie handlowej UE-Wielka Brytania.