Tegoroczny marsz niepodległości liczył 47 tysięcy osób, choć sami organizatorzy szacują frekwencję na 150 tys.
Tegoroczny Marsz Niepodległości przeszedł pod hasłem „Miej w opiece naród cały”. Jeszcze przed wyruszeniem uczestników przy rondzie Dmowskiego zaroiło się od czerwonych rac, których używanie jest oczywiście zabronione podczas zgromadzeń.
Kazimierz Sowa (1965), duchowny katolicki, dziś dziennikarz i publicysta wypowiedział swoją opinię na temat marszu.
„To, co mnie zwyczajnie oburza to tchórzostwo i udawanie przez państwo, że Marsz z siłami skrajnymi nie ma nic wspólnego. Ale Prawo i Sprawiedliwość, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, nie tyle kapituluje, ile prowadzi swoistą grę z tymi środowiskami.
Do tego od paru lat dochodzi jeszcze pseudoreligijny sztafaż, którego najlepszym przykładem jest plakat zapowiadający Marsz. Doprawdy nie trzeba mieć zbyt wielkiej wiedzy z zakresu teologii, by wiedzieć, że zaciśnięta pięść (nawet kiedy jest opleciona różańcem, zwłaszcza tak ciekawie ułożonym, że zastępuje kastet) nie ma nic wspólnego z przekazem Dobrej Nowiny”- powiedział ks. Kazimierz Sowa.
ZOBACZ TEŻ:Ranczo wraca na ekrany! Nowe odcinki już…
Duchowny zaznacza, że wiele ludzi wróciło do domów z przekonaniem, że uczestniczyło w „fajnej zadymie” czego dowodem było zniszczenie biało-czerwonej flagi z różnymi symbolami, w tym religijnymi, nawołującymi do tolerancji.
„Na szczęście, takich rodzin było mniej niż w poprzednich latach. Bo Polacy pojawili się na Marszu Niepodległości… na chwilę. Można wręcz mówić o tłumach ”dezerterów”, którzy, owszem, pojawili się na pochodach, ale opuścili szeregi Marszu niemal po jego rozpoczęciu To według duchownego dobry znak na przyszłość”– dodał ks. Kazimierz Sowa.
Źródło:wpopinie/pixabay