Sieci dyskontowe dochodzą do wniosku, że bardziej opłaca się zainwestować w nową technologię, niż ulegać presji pracowników żądających podwyżek. Kasy samoobsługowe w Lidlu i Biedronce. To przyszłość, która niedługo może stać się rzeczywistością.
Zarówno Lidl jak i Biedronka nie wykluczają w przyszłości wprowadzić kasy samoobsługowe w swoich placówkach. Także Kaufland przyznaje, że testuje to rozwiązanie w 12 palcówkach i rozważa rozszerzenie tych testów o kilka innych miejsc. Stawia na nie również IKEA, gdzie samodzielnie klient zapłaci już w strefie Bistro tej sieci oraz w placówkach w Bydgoszczy, Wrocławiu, Gdańsku oraz w IKEA Targówek. Nowy standard obsługi przebija się też coraz bardziej do sklepów Społem. Coraz więcej sklepów tej legendarnej polskiej sieci składa zamówienia na samoobsługowe kasy.
Choć maszyny kosztują od 70 do nawet 500 tys. zł, czyli znacznie więcej niż zwykła kasa, okazuje się, że bywają one lepszym i tańszym rozwiązaniem dla utrzymania sklepów. W Lidlu kasjerzy rozpoczynający pracę dostają 100-150 więcej niż rok temu. Po podwyżkach pensja na stanowisku pracownika sklepu wynosi 2550-3300 zł brutto na początku pracy. W Biedronce z kolei kasjer – sprzedawca bez doświadczenia może liczyć na 2300 zł brutto. Z doświadczeniem dostanie 2600 zł brutto. Zaś Ikea od stycznia płaci swoim pracownikom nie mniej niż 20 zł brutto za godzinę, o 5 zł więcej niż w zeszłym roku. Najmniej zarabiający pracownik dostaje 3,3 tys. brutto.
Dzięki czterem kasom samoobsługowym, do obsługi których potrzebny jest tylko jeden pracownik na zmianę, sklep może zaoszczędzić na sześciu etatach. Tym samym, jak wyliczają eksperci kasa samoobsługowa zwraca się w około 1,5 roku.
Źródło: dziennik.pl