Na tym serialu wychowały się pokolenia Polaków w latach 90-tych. Amerykańska produkcja o „Alfie” – włochatym kosmicie, który trafił na Ziemię i został przygarnięty przez rodzinę Tannerów zdobyła sobie popularność w wielu krajach. Za tym sukcesem szła też popularność głównych aktorów – w tym Maxa Wrighta, odtwórcy roli głowy rodziny Tannerów.
W „Alfie” grał w latach 1986-1990. Po zakończeniu emisji serialu nie narzekał na brak propozycji. Może nie zrobił kariery na wielkim ekranie, ale Wright regularnie pojawiał się w serialach i innych produkcjach telewizyjnych i teatralnych.
W 1995 roku Max Wright dowiedział się, że ma chłoniaka, ale udało mu się z nim wygrać. To jednak jeden z ostatnich jego życiowych sukcesów. Z czasem Wright zaczął lecieć po bandzie i coraz bardziej się staczać.
W 2000 roku zatrzymała go policja, gdy prowadził auto pod wpływem alkoholu. Wkrótce też odeszła od niego żona, z którą spędził praktycznie pół życia i wychował dwóch synów. Wszystko to po rewelacjach, które ujawnił kochanek aktora.
Jego życie wymknęło się spod kontroli. Nie przejmował się niczym, nawet tym, że może zachorować na AIDS. Spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu, wybieraliśmy bezdomnych mężczyzn, zabieraliśmy ich do siebie do domu i płaciliśmy po 100 dol. za seks bez zabezpieczeń. Max chciał nawet, żebym filmował, jak zabawia się nimi. Oczywiście, wszyscy byliśmy w tym czasie na haju
– relacjonował
Wkrótce zwierzenia te zostały poparte seks taśmą, na której Wright uwieczniono z dwoma mężczyznami w trakcie zażywania narkotyków. Ostatni raz na ekranie pojawił się w 2005 roku. Od tego czasu żył w zapomnieniu i wyglądał jak wrak człowieka. Trzeba przyznać, że to jedna ze smutniejszych historii show biznesu.
Teraz właśnie znalazła swój finał – rodzina podała, że Max Wright zmarł w swoim domu w Hermosa Beach w Kalifornii. Przegrał wieloletnią walkę z nowotworem, który od jakiegoś czasu znowu dawał mu się we znaki.
o2.pl