Rosja wysłała nad Polskę dziewiętnaście dronów, a gdy świat zaczął mówić o akcie agresji, Kreml odpowiada, że „to prowokacja”. To normalna praktyka, że w Moskwie zamiast faktów padają oskarżenia pod adresem NATO i Unii Europejskiej. Tam, gdzie są dowody i konkretne działania obronne, Rosja zawsze uruchamia swoją machinę propagandową, aby odwrócić uwagę i rozmyć odpowiedzialność.
Miniona noc w Polsce przyniosła wydarzenia bez precedensu: dziewiętnaście rosyjskich dronów naruszyło polską przestrzeń powietrzną, część z nich została zestrzelona, a resztę śledziły nasze systemy obrony. Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych jasno określiło incydent jako „akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli”.
Tymczasem w Moskwie usłyszeliśmy zupełnie inną wersję wydarzeń. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że „UE i NATO oskarżają Rosję o prowokacje każdego dnia, bez żadnych argumentów”.
Kierownictwo UE i NATO codziennie oskarża Rosję o prowokacje. Najczęściej nawet nie próbując przedstawiać żadnych argumentów
– powiedział Pieskow.
Wojna informacyjna trwa
Komentarz Pieskowa wpisuje się w znaną strategię rosyjskiej propagandy: negować fakty, podważać wiarygodność instytucji międzynarodowych i kreować obraz, w którym to Zachód jest agresorem. W tym kontekście informacje płynące z rosyjskich i białoruskich mediów należy traktować nie jako neutralne doniesienia, ale element wojny informacyjnej.
Co ważne, elementy tej wojny informacyjnej widać też w polskiej przestrzeni internetowej. Niemal natychmiast po wtargnięciu dronów nad polską przestrzeń powietrzną, na platformach społecznościowych pojawiły się komentarze, że to drony ukraińskie, a cała akcja służy wciągnięciu Polski i NATO w wojnę na Ukrainie.
Fakty pozostają jednak niepodważalne. Drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną, co potwierdziło polskie Dowództwo Operacyjne i sojusznicy, a część z nich została wystrzelona wprost z Białorusi.
Rosja natomiast próbuje nadać całej sprawie inny wymiar: zamiast odpowiadać na konkretne zarzuty, powtarza formułę, że „to Zachód prowokuje”. Taka taktyka była stosowana wielokrotnie: od inwazji na Gruzję w 2008 roku, przez zajęcie Krymu w 2014 roku, po pełnoskalową wojnę przeciw Ukrainie.
Dlaczego Kreml potrzebuje tej narracji?
Rosyjska propaganda ma kilka celów. Po pierwsze jest to robione na użytek krajowy. Chodzi o to, aby utrzymywać obraz Rosji jako oblężonej twierdzy, która „tylko się broni”. Jest to propaganda również na użytek zewnętrzny w Europie. Jednym z elementów strategii jest sianie wątpliwości, osłabianie solidarności Zachodu i przedstawiać Polski oraz NATO jako strony „prowokujące” konflikt. I wreszcie po trzecie, rzecz dotyczy Ukrainy. Tam ma panować przekonanie, że Zachód jest rzekomo zmęczony wojną.
Polska odpowiedź
Kontrast jest więc uderzający: gdy w Polsce i w NATO mówi się o realnym zagrożeniu i przygotowuje konkretne działania obronne, Kreml odpowiada jedynie propagandowym komunikatem. Rzecznik Pieskow próbuje przekonać świat, że Rosja jest ofiarą „codziennych oskarżeń”, podczas gdy to Moskwa posłała nad Polskę dziewiętnaście dronów.
Wiktoria Sikorska
