Wyobraźmy sobie taką sytuację, że po całym dniu pracy, do domu wraca mąż. Z pracy przychodzi także żona, ale to mąż rzuca się do akcji!
Mąż, wracając z pracy, zrobił już zakupy, teraz szykuje obiad, a w międzyczasie zajmuje się dziećmi – odpowiada na ich niekończące się pytania, znajduje im jakieś zajęcie, rozwiązuje spory. Później weźmie się za sprzątanie mieszkania, przepatrzy ubrania i zrobi pranie. Tymczasem żona relaksuje się i odpoczywa. Przebrała się w wygodniejsze ubranie, pije kawę i czyta jakiś magazyn kobiecy…
Albo jeszcze lepiej! Żona nie pracuje zawodowo, tylko zajmuje się dziećmi. Gdy mąż wraca z pracy, to on sprząta, gotuje, robi pranie. Ona – ma wtedy czas dla siebie na odpoczynek czy wyjście z domu.
Co powiecie? Czy to jest wyższy stopień emancypacji? A może… zniewolenie mężczyzny?
Z podobnym dylematem mamy do czynienia w wielu dyskusjach: o eutanazji, o prawach dla osób o orientacji homoseksualnej (np. do zawierania „małżeństw”, do adopcji dzieci), a ostatnio w gorącej dyskusji na temat aborcji. Osoby, które są ZA, podkreślają wagę i znaczenie możliwości wyboru i własnej decyzji. Decydowanie w tym kontekście jest chyba jakąś przenośnią, bo:
Czy osoba nieprzytomna lub niemająca świadomości może podjąć decyzję o swojej eutanazji?
Czy nienarodzone dziecko może podjąć decyzję o swoim życiu?
Czy dziecko adoptowane przez gejów może zaprotestować? Czy zdecydują za nie dorośli (urzędnicy, adopcyjni rodzice)?
Bądźmy szczerzy. Mówiąc o decyzji, mówimy o decyzji tylko jednej strony – na pewno nie jest to wspólna decyzja wszystkich zainteresowanych. Niemniej jednak osoby będące ZA w swoich poglądach uważają się za bardziej świadome i cywilizowane.
Ludzie stojący po drugiej stronie „barykady”, czyli zwolennicy tradycyjnego kształtu rodziny, rzecznicy ochrony życia w każdej postaci, prezentowani są często jako osoby zacofane i prezentujące poglądy z minionej epoki.
Myślę, że właśnie przy takich dyskusyjnych sprawach mamy do czynienia ze zniewoleniem. „Wyzwoleni” krzyczą tak głośno, że druga strona boi się czasem odezwać z tymi swoimi „zacofanymi” poglądami.
Sprawy, takie jak aborcja, eutanazja i związki homoseksualne to moim zdaniem bardziej obszar naszej wiary i moralności, a mniej prawa. I nie chciałabym, by to prawo nas zniewoliło.