Okazuje się, że w walce ideologicznej i politycznej nawet dzieci mogą być ofiarami. Władze Białegostoku pokazały się z pięknej strony!
W ramach akcji „Słodka Krew” członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego zebrali 100kg słodyczy. Pochodziły one głównie od krwiodawców, którzy postanowili przekazać dzieciom czekolady otrzymywane w zamian za oddanie krwi.
Łakocie trafiły do Ośrodka Wychowawczo-Opiekuńczego nr 2 w Białymstoku, który podlega Urzędowi Miasta. Dzieci, które nie mają rodziców miały mieć nieco osłodzone święta.
ONR swoją akcją pochwalił się w Internecie prezentując podziękowania podpisane przez wicedyrektor ośrodka, panią Grażynę Zimnoch. To nie spodobało się prezydentowi miasta, Tadeuszowi Truskolaskiemu, związanemu z PO, który od dawna walczy z tą organizacją.
Wkrótce po przekazaniu słodyczy miał się odbyć jubileusz 70-lecia placówki. Nie pojawił się na nim nikt ze strony władz miasta. I jak informuje rzecznika ratusza miało to związek właśnie z podziękowaniami dla ONR.
Ale to nie koniec – fakt, że „faszystowskie” czekolady trafiły do dzieci tak rozwścieczył Truskolaskiego, że zażądał od władz ośrodka wyjaśnień. Sprawę nagłośniła też lokalna Gazeta Wyborcza. Skończyło się na tym, że wicedyrektor, która podpisała podziękowania złożyła dymisję.
„To jest taka taktyka tej organizacji, aby swoje brunatne oblicze pudrować akcjami charytatywnymi. Pan prezydent oczekiwał zdecydowanych kroków w tej sprawie i zakończyła się ona w ten sposób, że pani wicedyrektor złożyła rezygnację z zajmowanego stanowiska.”
– powiedziała rzeczniczka miasta.
Sprawa jest bulwersująca, bo zakładnikami w walce politycznej stały się dzieci i to wystarczająco już pokrzywdzone przez los. Władzom Białegostoku przypominamy, że ONR wciąż jest legalnie działającą organizacją i zamiast tego typu popisówek mogliście przekazać 200kg słodyczy do ośrodka. Ale tu chyba wcale nie chodzi o dobro dzieci.
Otwarte pozostaje też pytanie ile słodyczy przekazała węsząca wszędzie faszyzm Gazeta Wyborcza?
Wygląda na to, że najlepiej by było gdyby dyrekcja ośrodka nie przyjęła daru dla dzieci, aby zadowolić władze miasta. I znowu wraca pytanie – ważniejsze jest dobro dzieci, które mogły otrzymać trochę słodyczy, czy dobre samopoczucie włodarzy – chyba można tak napisać – nienawidzących ONR-u? Wicedyrektor wybrała dobro dzieci nie patrząc na to, kto udziela pomocy i jakie mogą być reakcje „góry”. I ostatecznie sama stała się ofiarą w tym konflikcie.
onet.pl/facebook.com/lemingopedia