Na Ziemi wciąż są miejsca, gdzie cywilizacja tak naprawdę nie dotarła do dziś. Jednym z nich jest malutka wioska La Paz, znajdująca się w najbiedniejszym rejonie Kolumbii, departamencie Guaviare. Zamiast pieniędzy używa się tam… kokainy.
Do miejscowości prowadzi tylko dziurawa droga przez dżunglę, więc lepszym traktem transportowym staje się rzeka. Ewentualnie można się tam dostać powietrzem, ale śmigłowca większość z 300 mieszkańców chyba nigdy nie widziała – tak samo jak lekarza, policjanta, szkoły i elektryczności.
Władza państwa praktycznie tu nie obowiązuje, nie dziwota więc, że nie ma też pieniędzy. Mieszkańcy trzymają je na wyjątkowe okazje, za większość usług i produktów płacąc tym, co sami wytworzą. A wszyscy zajmują się tu jednym – uprawą liści koki i przetwarzaniem ich na pastę kokainową.
Miejscowa sklepikarka twierdzi, że przez jej ręce przewija się więcej pasty niż pieniędzy. Ludzie płacą nią za alkohol, prostytutki, produkty spożywcze. Jak to możliwe? Kolumbia to do dziś największy producent kokainy, a rejon wioski La Paz kontrolują partyzanci z odłamu FARC, który nie podporządkował się porozumieniu pokojowemu z Bogotą.
Rząd kolumbijski stara się walczyć i obniżać rekordowy areał wykorzystywany do uprawy koki. Jednak w wielu rejonach to jedyne źródło utrzymania i ani prośby, ani groźby, ani przekupstwa programami pomocowymi nie są w stanie przekonać rolników do zmiany produkcji.
Walka z kartelami będzie trwać nadal, a mieszkańcy La Paz dalej będą płacili koką za zakupy i korzystali z dwóch aparatów telefonicznych na całą wioskę. O ile wciąż będą działały. I dalej będą sprzedawali gram pasty kokainowej za 70 centów, podczas gdy mafia za ich ciężką pracę będzie zgarniała setki milionów dolarów.