O 1 w nocy warszawscy policjanci odebrali dramatyczny telefon. Młoda kobieta zgłosiła, że jej partner najprawdopodobniej wyskoczył przez okno. Gdy policjanci dotarli na miejsce ujawnili, że wcale nie wyskoczył, a dodatkowo w kuchni dokonali niespodziewanego odkrycia…
Mimo dramatycznego wezwania, funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce… pocałowali klamkę! Początkowo nikt nie chciał wpuścić ich do środka.
Kobieta, która wezwała policję wyglądała bardzo podejrzenie. Nie wiedziała gdzie jest i co się dookoła niej dzieje. Już to wzbudziło podejrzenia policjantów. Gdy przeszukali mieszkanie odkryli mini-laboratorium, w którym jej chłopak produkował narkotyki! Sama dziewczyna musiała zaś być pod ich wpływem.
Policja zabezpieczyła aparaturę, odczynniki chemiczne i gotowe narkotyki, wśród nich tabletki ekstazy, oraz środek znany jako „tabletka gwałtu”, tyle że w formie płynnej.
Zapewne zastanawiacie się, co stało się z powodem wezwania, czyli rzekomym samobójcą, a w rzeczywistości producentem prochów? Otóż nigdzie nie wyskoczył, a przed policją schował się… na dachu za kominem! Ewidentnie między nim, a jego naćpaną sympatią doszło do dużego nieporozumienia!
40-letni Paweł M. usłyszał zarzuty posiadania znacznej ilości narkotyków, ich udzielenia i produkcji. Zgodnie z decyzją sądu mężczyzna trafił do tymczasowego aresztu.
Można podsumować, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Największym wrogiem wytwórcy narkotyków okazał się jego własny produkt, którym poczęstował niewłaściwą osobę!
o2.pl/ warszawska policja