Historię rodem z filmu lub książki przygodowej przeżył pewien młody chłopak z Indonezji. 49 dni dryfował po oceanie. Miał malutkie zapasy, a mijające go okręty w ogóle nie reagowały na wezwania o pomoc. Historia pełna wzlotów i upadków skończyła się jednak szczęśliwie!
Aldi Novel Adilang pilnował pływających chatek rybackich, które cumowały 125 kilometrów od brzegu na Oceanie Spokojnym. Do jego zadań należało zapalanie na chatkach lamp przyciągających ryby, które dzięki temu wpadały w zastawione na nie pułapki.
Raz w tygodniu chłopaka odwiedzała rodzina, która zabierała złapane ryby i dowoziła mu zapasy jedzenia. Niestety, w połowie lipca doszło do straszliwego wypadku. Sztorm zerwał pływającą chatę, w której przebywał Aldi i wypchnął ją jeszcze dalej w głąb Oceanu.
ZOBACZ: 3-latka spędziła 4 dni z martwą matką. Cudem przeżyła!
Chłopak nie poddał się, chociaż zapasy wody i pożywienia były na maksymalnie kilka dni. Zaczął łowić ryby, które następnie opiekał. Za paliwo służyły mu fragmenty sukcesywnie rozbieranej chatki. Pił też wodę morską, którą starał się przefiltrować przez własne ubrania.
Największym dramatem dla chłopaka były jednam chwile, w których liczył na ratunek. Przez półtora miesiąca mijało go co najmniej dziesięć jednostek i z żadnej nie przyszedł dla niego ratunek.
Myślałem, że tam umrę. Był taki moment, że chciałem po prostu wskoczyć do oceanu. Jednak rodzice uczyli mnie, że w chwilach zwątpienia należy się modlić. Miałem ze sobą biblię, więc by odgonić czarne myśli, zaczynałem modlitwę
8 września uratowali go marynarze ze statku MV Arpegio pływającego pod banderą Panamską. Chłopak mógł skorzystać z chwili sławy i opowiadać mediom o swojej przygodzie.
o2.pl/ foto: facebook