Policjanci ze Świdnicy odebrali w maju 2018 roku jeden z najdziwniejszych telefonów w ostatnich latach. Skontaktowała się z nimi osoba podająca się za siostrę pewnego 54-letniego mężczyzny, który tego dnia miał zostać skremowany w zakładzie pogrzebowym. Kobieta twierdziła, że został zamordowany. Funkcjonariusze postanowili sprawdzić ten trop i co ciekawe – to byłaby zbrodnia doskonała, gdyby nie szybka reakcja!
28-letni Mariusz W. pokłócił się ze swoim 54-letnim ojcem. Wszystko rozpoczęło się od sprzeczki o papierosy. Ojciec miał być agresywny, wyzywał swojego syna. Ten nie wytrzymał – uderzył go w głowę i dusił poduszką. 54-latek zmarł.
Mariusz W. raczej nie planował takiego obrotu spraw – spanikowany zadzwonił do przyjaciela informując o swoim czynie. Powiedział, że szybko skremuje ciało ojca. Jednak jego przyjaciel nie zamierzał puścić tego mimo uszu, ani przyłożyć ręki do tego planu– nagrał rozmowę i skontaktował się z ciotką Mariusza W., siostrą zamordowanego.
To ona zgłosiła sprawę na policję. Stróże prawa przybyli na miejsce w ostatniej chwili i zatrzymali przygotowaną już kremację. Tym samym uratowali najważniejszy dowód w tej tajemniczej sprawie – zwłoki.
Na podstawie zgromadzonych dowodów postawiono Mariuszowi W. zarzut zabójstwa, za co groziło mu dożywocie. Ale toczy się także odrębne postępowanie, dotyczące lekarza rodzinnego, który wystawił akt zgonu. Zapisał w nim, że przyczyna zgonu pozostaje nieznana, ale brak śladów świadczących o udziale osób trzecich.
Tymczasem sekcja zwłok wykazała coś zgoła innego. Dlatego poza aktem oskarżenia dla sprawcy, śledczy badali udział lekarza w zacieraniu śladów zbrodni. Czy było to zaniedbanie, czy celowe działanie? Starają się też ustalić, czy członkowie rodziny w tym nie pomagali.
Ostatecznie sąd skazał Mariusza W. za zabójstwo z zamiarem ewentualnym na 11 lat więzienia.
wprost.pl/foto: screenshot/ youtube