W dzisiejszych czasach przeprowadzanie działań wywiadowczych pod wieloma względami jest ułatwione. Z dobrodziejstw XXI wieku zaczął korzystać chiński wywiad, który rzekomo usiłuje infiltrować m.in. niemiecką gospodarkę.
Hans Georg Maassen, szef Federalnego Urzędu ds. Ochrony Konstytucji (BfV) ostrzega, że chińskie służby specjalne założyły setki fałszywych kont na serwisie LinkedIn, który służy jako portal umożliwiający kontakt pracodawcom ze specjalistami z różnych branż.
Według Maassena Chińczycy skontaktowali się w ten sposób z nawet 10 tysiącami obywateli Niemiec, spośród których usiłowali wyłonić potencjalnych informatorów i w ten sposób przeniknąć do niemieckiego biznesu i polityki.
Wśród kont był m.in. fałszywy menadżer ds. zasobów ludzkich, naukowcy, eksperci chińskich think-tanków, itp.
Tego typu działania są prawdziwą zmorą dla służb specjalnych, gdyż bardzo trudno wykryć, które z powiązań gospodarczo handlowych powinny budzić podejrzenia. To zaś zapewnia inicjatorom takich działań dość dużą bezkarność.
Chiny nie przyznały się do zarzutów formułowanych przez Niemcy. Ale podobne oskarżenia w kierunku Pekinu wysuwały już Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Francja, Holandia, Wielka Brytania, Indie i Stany Zjednoczone.
Nic dziwnego, że Chiny, zainteresowane europejskimi rynkami i ekspansją gospodarczą na ten kontynent, podejmują coraz agresywniejsze działania aby utorować sobie do tego drogę. Tym bardziej, że większość państw europejskich wciąż bardziej przychylnie patrzy w kierunku Waszyngtonu niż Pekinu. Czyżbyśmy mieli być w przyszłości świadkami pojedynku między tymi dwoma mocarstwami nad słabnącą Europą? Ten scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
interia.pl