16-letni Dominik był do niedawna zupełnie normalnym, aktywnym i zdrowym nastolatkiem. Feralnego dnia wracał na skuterze do domu w Tuszowie na Podkarpaciu. Nieopodal Białego boru pod Mielcem Dominik wybrał skrót. Nie wiedział, że droga jest prywatna, a wzdłuż niej rozciągnięto stalową linkę, która prawie ucięła mu głowę…
Nastolatek nie wiedział, że jest to droga prywatna. Nie było żadnej tabliczki informacyjnej. Nie miał też szans zobaczyć na czas cienkiej linki zawieszonej między dwoma słupkami stojącymi na poboczu drogi. Wpadł na nią, a ona rozcięła mu mięśnie szyi, tchawicę, krtań i przełyk. Chłopiec zalał się krwią.
ZOBACZ TEŻ: Jarosław JAKIMOWICZ OSTRO o „Patointeligencji”: „Matę powinni zabrać do…”
Dominik został przewieziony do szpitala w Krakowie, gdzie przeszedł długą i skomplikowaną operację. Na pewien czas stracił głos, tak poważne był obrażenia. Teraz chłopiec musi się oszczędzać, unikać wysiłku, a co gorsza, za kilka lat czeka go kolejna operacja. Sprawa trafiła do sądu.
Rodzina chłopca liczyła, że sąd weźmie pod uwagę cierpienia jakich doznał nastolatek. Jednak nic takiego się nie stało. Właściciel działki, 41-letni Tomasz O. wysłał do Tomka jedynie list z przeprosinami. Z kolei sąd uznał, że szkodliwość społeczna jego czynu jest niska, a sam Tomasz O. cieszy się bardzo dobrą opinią i nigdy nie był karany. Dlatego postępowanie zostało warunkowo umorzone.
Rodzina zapowiada apelację. Najistotniejsze wydaje się to, czy linka była w jakikolwiek sposób oznaczona. Na jednym ze zdjęć Ochotniczej Straży Pożarnej widać, że wiszą na niej kawałki szmat. Czy to wystarczające zabezpieczenie? Zdaniem sądu najwyraźniej tak.