Rejs po Morzu Śródziemnym zakończył się tragedią dla pewnej rodziny z Niemiec. Niezidentyfikowany wirus zaatakował tuż po ich wejściu na pokład. Wystarczyły zaledwie trzy godziny na wycieczkowcu aby była pierwsza ofiara śmiertelna.
Dramat rozegrał się na statku MSC Divina, który wypłynął z portu Civitavecchii. Wśród pasażerów była pięcioosobowa rodzina z Niemiec. Jeden z członków rodziny, 12-letni chłopiec, zaczął czuć się źle wkrótce po tym jak znalazł się na wycieczkowcu. Jego stan bardzo gwałtownie pogarszał się z każdą godziną.
ZOBACZ TEŻ: Pamiętacie TELEGAZETĘ? Nie uwierzycie, co się tam wyrabia!
Po trzech godzinach statek znajdował się u wybrzeży Sardynii. Wówczas chłopiec był już umierający – trwała reanimacja. Niestety, nie udało się go uratować. Lekarze, którzy weszli na statek mogli tylko stwierdzić jego zgon.
Ze względów bezpieczeństwa cała rodzina 12-latka została przewieziona do szpitala na kwarantannę. Na razie nie wiadomo, co spowodowało śmierć chłopca – jaki był to rodzaj wirusa i jak bardzo był groźny. Wody w usta nabrały zarówno służby jak i armator, do którego należał wycieczkowiec.
Przyczyny tej sprawy nie zostały jeszcze zidentyfikowane, jednak z powodu szacunku dla zmarłego i jego rodziny oraz z uwagi na tajemnicę lekarską nie możemy ujawnić żadnych dalszych szczegółów
– powiedział rzecznik prasowy firmy MSC Cruises.
Czy jednak jakikolwiek wirus mógłby się rozwinąć tak szybko, by w trzy godziny powalić, przynajmniej teoretycznie, zdrowego młodego człowieka? Być może chłopiec zaraził się czymś wcześniej. A może to wcale nie była choroba zakaźna? Z dywagacjami musimy poczekać na wyniki sekcji zwłok.