Krzysztof G. to sierżant o którym głośno jest już w całej Polsce. Ciąży na nim wyrok o gwałt na komisariacie, a konkretnie w toalecie. Teraz kolejny raz stanął przed sądem. Prokuratura stawia mu zarzut o gwałt, którego miał dopuścić się podczas służby na komendzie, usiłowanie gwałtu w trakcie interwencji oraz dwukrotne doprowadzenie do tzw. innych czynności seksualnych.
Nigdy nie przepadali za nim koledzy oraz przełożeni z pracy. Jednak nikt nie spodziewał się, że może on dopuścić się tak haniebnych czynów. Został już raz skazany za gwałt na komisariacie. Wtedy każdy poznał jego prawdziwe „JA”. To dzień 18 listopada 2017 roku zmienił wszystko w jego życiu. Wtedy to właśnie kobieta trafiła na izbę zatrzymań. Po jej opuszczeniu złożyła ona skargę, że została zgwałcona.
ZOBACZ:Ludzie w Korei Północnej się KĄPALI. Nagle pojawił się KIM DZONG UN i…
Sąd jednak uznał, że nie był to gwałt, a… „wykorzystanie zależności”. Dlaczego? A no dlatego, że w toalecie nie ma monitoringu. Widać na nim jednak cień Krzysztofa G. Został on wtedy skazany na 2 i pół roku pozbawienia wolności. Jak ruszył cały tok postępowania to na policję zaczęły się zgłaszać kolejne kobiety. Dokładnie były to cztery osoby. Jedna z nich twierdziła, że została zgwałcona na komendzie, co do dwóch sierżant miał się dopuścić innych czynności seksualnych, a jedną próbował zgwałcić… podczas interwencji. Jak widać, możemy się czuć bezpiecznie z takimi policjantami, przechodzącymi psychotesty i inne badania. Czyż nie?
źródło: se.pl fot. screenshot