Tajemnicze szczątki odnalezione przed pięćdziesięciu laty przez polskich uczonych niedaleko Waliszewa nad Narwią wzbudzały spore kontrowersje. Wszystko wskazywało na to, że człowiek ten padł ofiarą grupy kanibali. Jednak zastosowanie nowoczesnej techniki obaliło tą teorię. Co więc się z nim stało?
Szczątki człowieka wykopano z jednej z wydm pod koniec lat 50-tych XX wieku. Były nadpalone, a czaszka nosiła ślady po mocnym uderzeniu ciężkim narzędziem. Na podstawie datowania radiowęglowego określono, że szczątki pochodzą sprzed 8 tysięcy lat, a więc z okresu mezolitu (okres tuż po ostatnim zlodowaceniu).
Na podstawie przedmiotów znalezionych przy zwłokach uznano, że był to myśliwy. Wysnuto teorię, że został napadnięty przez grupę kanibali, którzy zadali mu ogłuszający cios w głowę, po którym został ślad na czaszce, a potem zjedli jego ciało – o czym świadczyły nadpalenia na kościach.
Po kilkudziesięciu latach do sprawy wrócili badacze z UKSW w Warszawie. Przebadali szczątki najnowszymi urządzeniami, m.in. mikroskopem elektronowym i tomografem komputerowym.
Okazało się, że na uszkodzonej czaszce widoczne są ślady gojenia, których nie widać gołym okiem. Oznacza to, że osoba ta nie zmarła w momencie, w którym nastąpiło uderzenie. Jednocześnie obala to przekonanie archeologów, że mamy do czynienia z ofiarą kanibalizmu
– powiedział profesor Łukasz Tomczyk z UKSW.
ZOBACZ: Małopolska: szczątki dziecka znalezione w jaskini. Niesamowite, co je pożarło!
Zdaniem naukowców człowiek ten żył jeszcze około 7-8 dni od feralnego uderzenia. Nie mógł więc zostać zjedzony. Prawdopodobnie było to około 20-30 letni mężczyzna.
Skąd więc nadpalenia na kościach? Prawdopodobnie w ramach rytuałów pogrzebowych jego ciało zostało, przynajmniej częściowo, spalone. Z innych stanowisk archeologicznych wiemy bowiem, że w okresie tym zmarłych często palono przed pochowaniem w ziemi.
wprost.pl/ foto: youtube