[…]Pomimo próśb żaden z nich nie zajął się profesjonalnie męczącym się szwagrem. Tylko zdawkowe pytania, boli? jak się pan czuje? Jedyną osobą która zajmowała się Krzysztofem była pani sprzątająca która co 15 minut wymieniała ręczniki spod nogi. Jak powiedziała następnego dnia jedna z pielęgniarek, jak pracuje już ponad 20 lat, takiej nogi jeszcze nie widziała
– relacjonuje dalej szwagierka zmarłego, Anna Siwecka.
Po 17, gdy mężczyźnie zmierzono ciśnienie, wynosiło ono 66/46. To stan zapaści, absolutnie zagrażający życiu i wymagający lekarskiej interwencji. Mężczyzna wymiotował. A mimo to dalej żaden z lekarzy nie przyjął go na oddział! W końcu mężczyzna stracił przytomność i musiał być reanimowany. Wtedy zapadła decyzja o wezwaniu karetki, która miała zawieźć go na OIOM do Chorzowa. Nie zdążyła. Około 22 pan Krzysztof zmarł.
Władze szpitala przeprosiły za zaistniałą sytuację w opublikowanym oświadczeniu. Następnie poinformowano o wszystkim prokuraturę i rozpoczęto wewnętrzne dochodzenie. To jednak życia mężczyźnie nie zwróci. Kto zostanie pociągnięty do odpowiedzialności?
Jedno jest pewne – od polskich szpitali trzeba się trzymać jak najdalej…
wprost/facebook.com