Ostatnio bardzo często jesteśmy zmuszeni informować o tragicznych wieściach prosto z Włoch. Tamtejszy rząd uważa, że kulminacja zachorowań wciąż jeszcze przed nimi. Jednak tym razem zamierzamy przekazać Wam dobre wieści – to miasteczko z północnych Włoch wygrało z epidemią, choć to ono było jednym z pierwszych ognisk choroby. Jak to zrobili?
Vo Euganeo to nieduże miasteczko położone w prowincji Padwa, około 50 kilometrów od Wenecji. To stamtąd pochodził pierwszy Włoch, który zmarł z powodu COVID-19. Było to więc miejsc, na które szczególnie mocno zwrócone były oczy całych Włoch i Europy. 77-letni emerytowany murarz Adriano Trevisan był też pierwszą ofiarą zarazy na Starym Kontynencie. Teraz miasteczko ogłosiło, że poradziło sobie, jako jedne z pierwszych, z epidemią.
Po raz pierwszy o Vo Euganeo usłyszeliśmy 21 lutego. Tego dnia zmarł Adriano Trevisan. Jednak już od połowy lutego sytuacja w miasteczku była napięta. Przybywało chorych, a władze zdecydowały się na masowe testy.
ZOBACZ TEŻ: Katastrofalne prognozy dla Iranu. Koronawirus może doprowadzić do najgorszego
Władze po wykryciu pierwszych przypadków zdecydowały o pełnej izolacji miasta. Wszystkie osoby z pozytywnymi wynikami objęto ścisłą kwarantanną. Tak samo ich rodziny i wszystkie osoby, z którymi miały kontakt. Izolowano także tych chorujących bezobjawowo.
Pełna kwarantanna dała zaskakująco dobre efekty. Z 3% chorującej na COVID-19 populacji po dwóch tygodniach chorowało już zaledwie 0,25%. W ubiegłym tygodniu ogłoszono, że w miasteczku nie odnotowano żadnego nowego przypadku choroby, a wszyscy zakażeni wrócili do zdrowia.
Gubernator regionu Veneto powiedział, że Vo Euganeo jest obecnie „najzdrowszym miejscem Włoch”. A wszystko dzięki strategii masowego wykonywania testów całej populacji. To pozwoliło wykryć wszystkich nosicieli wirusa i skutecznie odizolować od zdrowej reszty społeczeństwa.
Nauczyliśmy się, że izolując wszystkie „pozytywne przypadki”, niezależnie od tego, czy pacjenci byli już chorzy, czy nie, byliśmy w stanie zmniejszyć transmisję choroby o 90 procent
– powiedział profesor mikrobiologii Andrea Cristani z uniwersytetu w Padwie.
Niestety, obecnie przeniesienie takiej taktyki na większe społeczności, jak całe państwa i narody jest niemożliwa. Praktycznie we wszystkich krajach brakuje testów i laboratoriów zdolnych przeprowadzić ich odpowiednią ilość. Z przykrością należy stwierdzić, że wyjątkowo niską przepustowość mają nasze laboratoria – jest to zaledwie 3 tysiące próbek dziennie. Na obecne potrzeby być może faktycznie to wystarczy, co jednak będzie za tydzień lub dwa? Miejmy nadzieję, że zwiększenie możliwości diagnostycznych będzie priorytetem na najbliższe dni i tygodnie. Jak pokazuje ten przykład, daje to zaskakująco dobre rezultaty.