Strasznie to przykre, gdy na pokaz robimy jedno, a gdy nikt nie widzi – drugie. Tak niestety działał rajdowiec Krzysztof Hołowczyc, patronujący akcjom propagującym rozsądek i bezpieczeństwo na drogach. Gdy jednak w pobliżu nie było kamer i fleszów – budził się w nim pirat drogowy.
Rajdowiec stracił prawo jazdy na trzy miesiące z powodu nadmiernej prędkości. Złapał go patrol drogówki z Dolnego Śląska, w miejscowości Nowa Ruda. W terenie zabudowanym „Hołek” ciął 113km/h!
Hołowczyc miał się tłumaczyć, że… śpieszy się na konferencję o bezpiecznej jeździe! To nie przekonało policjantów, którzy zgodnie z obecnymi przepisami zatrzymali mu na trzy miesiące prawo jazdy.
To nie pierwszy raz, gdy polski rajdowiec ma problemy z drogówką. W 2013 roku zatrzymano go w Nissanie GT-R, którym mknął 160km/h przy ograniczeniu do 90km/h. Wtedy Hołowczyc mandatu nie przyjął, a sprawa trafiła do sądu.
Hołowczyc dostał wtedy 4tys. złotych grzywny i 2600 zł kosztów sądowych, ale odwołał się od decyzji. Sprawa się przeciągała, dłużyła, aż wreszcie uległa przedawnieniu. W ten sposób rajdowiec musiał zapłacić jedynie 1000 zł za opinię biegłego, która powstała na potrzeby postępowania. Dotyczyła ona sposobów pomiaru prędkości.
Cóż, choć zapewne pan Krzysztof jest znakomitym kierowcom, to niech swoje umiejętności pokazuje na torach i trasach rajdowych. Na drodze wszyscy musimy być równi wobec prawa, niezależnie od tego kim jesteśmy, czym jeździmy i jakie mamy umiejętności i doświadczenie.
fakt.pl