Jeszcze nie zaczęły się zimowe igrzyska olimpijskie, a już kończy się etap odprężenia stosunków. Na linii Pjongjang-Seul-Waszyngoton znów robi się gorąco. Z jednej strony widać, że reżim Kim Dzong Una kończy powoli politykę przyjaznych gestów. Z drugiej strony oliwy do ognia dolało właśnie CIA.
Amerykańska agencja wywiadowcza poinformowała, że ich zdaniem Kim Dzong Un będzie w pełni przygotowany do ataku jądrowego na Stany w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Mike Pompeo, szef Centralnej Agencji Wywiadowczej powiedział wprost, że jest bardzo zaniepokojony i że jego instytucja cały czas monitoruje sytuację na Półwyspie Koreańskim.
Bardzo zastanawiające są słowa Pompeo na temat raportów, które dostarczane są przez wywiad prezydentowi USA:
„Naszym zadaniem jest dostarczenie prezydentowi Stanów Zjednoczonych danych wywiadowczych, które zawierają pełen zestaw opcji, by zmniejszyć ryzyko ataku za pomocą środków innych niż dyplomatyczne.”
Można je rozumieć dwojako. Wariant optymistyczny każe założyć, że wywiad dba o to, aby USA były zawsze o krok przed Pjongjangiem i umiały odpowiednio zareagować na wszelkie prowokacje i działania Północy.
Z drugiej jednak strony można pomyśleć, że CIA najzwyczajniej w świecie dąży do konfliktu zbrojnego i ostatecznego rozbicia komunistycznego reżimu. Nie od dziś wiadomo, ze w amerykańskiej polityce silnej jest lobby jastrzębi, czyli polityków i osób wpływowych, które dążą do wojny. Gdzie w tej układance znajduje się klocek z podpisem CIA?
Pocieszające jest, że Pompeo doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji ewentualnego ataku na Koreę Północną. W rozmowie z BBC otwarcie przyznał, że skończyłoby się to dużą wojną w całym regionie i wielkimi stratami, przede wszystkim w Korei Południowej i Japonii.
Zobaczymy jak sytuacja rozwinie się w czasie igrzysk. Czy przyjacielskie gesty i sygnały wysyłane przez obie Koree znajdą potwierdzenie? Czy może wprost przeciwnie i Pjongjang wykorzysta sportowe zawody do jakiegoś pokazu siły? Odpowiedz przyniosą najbliższe tygodnie.
o2.pl