Polak potrafi – jakże pasujące w tej sytuacji przysłowie! Gdzie tylko się da – tam Polak zarobi. A gdzie się nie da – tam udowodni, że jednak można. Tak zrobił pewien mieszkaniec Podkarpacia, który oficjalnie jest właścicielem ponad 3 tysięcy samochodów. Ale nie on jeden jest takim „krezusem”. O co chodzi?
Sprawa jest bajecznie prosta. Jak nie wiadomo o co chodzi – to chodzi o pieniądze. Ukraińcy zakochali się w tanich autach z Zachodu. Stan techniczny jest drugorzędny, jeśli cena jest taka, że stać na nią nawet zarabiającego w hrywnach. Jest jednak pewien problem – ukraińskie państwo robi wszystko aby szrot na kołach nie wjeżdżał i nie zaśmiecał krajowych dróg.
Na Ukrainie obowiązują zaporowe cła na używane auta sprowadzane z Zachodu. W wypadku najstarszych samochodów mogą one sięgać nawet równowartości 2 tys. dolarów, a więc wielokrotnie więcej niż wartość samego samochodu.
I tu z ratunkiem przychodzą Polacy mieszkający na pograniczu. Otóż każdy chętny Ukrainiec może sobie znaleźć po naszej stronie granicy „słupa”, który zarejestruje takie auto jako współwłaściciel. Nie musi nawet mieć nawet połowy własności auta. Wystarczy, że zadeklaruje iż rozporządza 1/10 samochodu i ten już otrzymuje polskie tablice i dowód rejestracyjny!
Dzięki temu Ukrainiec omija cło i bez problemu wjeżdża autem na polskich blachach do swojego kraju. Łatwiej mu przejść kontrolę graniczną – gdyż auta na polskich numerach są mniej dokładnie sprawdzane. Same plusy? Otóż nie. Jest też drobny minus. Teoretycznie takie auto może jeździć po Ukrainie maksymalnie 5 dni. Jeśli jednak Ukrainiec planuje „powrót” do Polski innym przejściem granicznym – wtedy czas ten wydłuża się do 10 dni.
W praktyce jednak Ukraińcy nic sobie z tego nie robią i w ten sposób samochody z Polski jeżdżą nawet jako taksówki… w Kijowie! W razie kontroli łapówka załatwia wszystko.
Wilk syty i owca cała – Ukrainiec ma tanie auto, a Polak, który robi za słupa zarabia od 100 do 300 zł. Za jeden samochód. Dlatego teraz sami możecie sobie policzyć ile na tym procederze zarobił podkarpacki „właściciel” ponad 3 tysięcy samochodów… Na temat uczciwości nie będziemy się nawet wypowiadać.
interia.pl