Turysta wędrujący na Rysy odnalazł w rejonie Buli pod Rysami rozkładające się zwłoki. Wkrótce okazało się, że jest to 53-letni obywatel Czech, który zaginął w Tatrach pod koniec października 2017 roku. Jak doszło do tragedii?
53-latek był dobrze wyekwipowany i przygotowany na trudne warunki. Miał przy sobie raki, czekan i odpowiednią do pory roku odzież. Słowackie media podają, że turysta ten lubił biwakować w górach, rzadko korzystał ze schronisk. Czy mogło to mieć wpływ na jego śmierć?
Po raz ostatni Czech kontaktował się z rodziną 26 października. Gdy po trzech dniach jego telefon zamilkł, a on sam nie zszedł z gór, ani nie skontaktował się z bliskimi, rozpoczęto poszukiwania. Próbowano zlokalizować go sygnale telefonu komórkowego, wykorzystano też psy tropiące, ale wtedy nie udało się go odnaleźć.
Na razie wiemy jedynie, że ciało znajdowało się w pewnym oddaleniu od szlaku na Rysy. Wyłoniło się spod topniejącego śniegu i było w stanie dalekiego rozkładu. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci – być może zasłabnięcie lub zamarznięcie, choć na tym etapie nie można też wykluczyć upadku z wysokości. Ostatni raz turysta był bowiem widziany po słowackiej stronie.
Ciało zostało przewiezione przez TOPR do Zakopanego. Dalsze badania być może odpowiedzą na pytanie jak wyglądały ostatnie chwile 53-letniego turysty.
tygodnik podhalański, foto: redakcja