Prawdziwe szczęście w nieszczęściu i emocjonalny rollercoaster stały się udziałem pewnej rodziny z pogranicza paragwajsko-brazylijskiego. Kiedy ich 20-letni syn zaginął, byli pewni, że padł ofiarą gangsterskich porachunków. Tymczasem wrócił jak gdyby nigdy nic przed własnym pogrzebem!
Do przedziwnego zdarzenia doszło w wiosce Santa Teresa w Paragwaju. 20-letni Juan Ramon Alfonso Penayo wyszedł z domu 14 czerwca i ślad po nim zaginął. Rodzina była przerażona, bo okolica ta słynie z porachunków narkotykowych karteli. Gdy przez kilka dni Penayo nie dawał znaku życia rodzina uznała, że musiało stać się coś strasznego.
Co gorsza, w ostatnią niedzielę policja odnalazła w okolicy zwęglone zwłoki mężczyzny. Uniemożliwiło to identyfikację, ale szybko przyjęto, że musi to być zaginiony Juan Ramon. Rodzina poinformowana o fakcie rozpoczęła żałobę i przygotowania do pogrzebu.
Podczas gdy mieszkańcy wioski czuwali przed pogrzebem przy trumnie rzekomego 20-latka, ten prawdziwy… jak gdyby nigdy nic wrócił do wioski! Wciąż nie wiadomo, co działo się z nim przez ten czas. Jednak dla uszczęśliwionej rodziny to chyba najmniej istotne!
Problem za to ma lokalna policja! Spalone zwłoki, które po linii najmniejszego oporu skojarzono z akurat zaginionym chłopakiem, wróciły do kostnicy jak N.N. Jeśli nie uda się ich zidentyfikować, trafią pod tym określeniem do grobu. A to do kogo należą pozostanie tajemnicą.
wprost.pl