Do zbrodni doszło 31 sierpnia ubiegłego roku w Chichach koło Szprotawy w województwie lubuskim. 42 letni Krzysztof J. brutalnie skatował swoją żonę. Obrażenia, które zadał przeraziły nawet lekarzy i policjantów. Kobieta konała kilka dni.
Mężczyzna był dla niej bezlitosny. Kopał żonę i prawdopodobnie skakał po niej – nie miała szans na obronę. Dopiero po kilku godzinach ledwo żywą kobietę znalazła siostra oprawcy i wezwała pogotowie.
Ciężko ranna Beata J. umierała kilka dni w szpitalu. W tym czasie jej mąż ukrywał się w domu swojej matki, z którego wyciągnęli go funkcjonariusze. Odmówił składania zeznań i cały czas nie przyznawał się do winy.
ZOBACZ: Katowice: OSZPECIŁ na zawsze dwie kobiety. Dostał śmiesznie niski wyrok!
Sekcja zwłok kobiety wykazała, że miała połamane kości czaszki, żebra, przebite płuca, obrzęk mózgu i wiele innych obrażeń. Lekarze nie mieli wątpliwości, że ciosy te zadawano z zamiarem zabicia. Przyznawali też, że nigdy nie widzieli tak skatowanej kobiety.
W toku śledztwa ustalono, że Beata J. była przez wiele lat katowana przez męża. Ten wszystkiemu zaprzeczał. A jednak tuż przed startem procesu, który miał się rozpocząć na dniach, Krzysztofa J. znalezionego powieszonego w celi w areszcie śledczym. Czyżby mężczyzna wreszcie wystraszył się konsekwencji? A może dopiero zrozumiał, co zrobił? Niestety, tego już się nie dowiemy.
fakt.pl/ foto: policja