Wydawać by się mogło, że bagna, mroczne „ruchome piaski” i tym podobne miejsca, to relikt przeszłości oraz stosunkowo niewielu rezerwatów i parków narodowych w naszym kraju. Tymczasem okazuje się, że nawet dziś zwykły spacer i jeden fałszywy krok może poskutkować makabryczną śmiercią w bagnie.
Nietypową, ale jakże emocjonującą i dynamiczną akcję musieli przeprowadzić kilka dni temu policjanci z podwarszawskiego Piaseczna. Dostali wezwanie od kobiety, której mąż w czasie spaceru wpadł do bagna i nie mógł się wydostać. Kobieta nie umiała wskazać dokładnego miejsca – nie było jej przy mężu. Uwięziony w lepkiej mazi mężczyzna zadzwonił do niej i sam nie potrafił podać lokalizacji.
Policjanci jak i żona wiedzieli jedynie, że chodzi o podmokły teren niedaleko Góry Kalwarii. Ruszyli tam więc bez żadnej zwłoki i rozpoczęli poszukiwania. Utrudniał je mrok, bowiem wezwanie wpłynęło po godzinie 20.
Mężczyzna w tym czasie coraz bardziej zapadł się w bagnie i marzł. Nie był już w stanie krzyczeć, ani nawet mówić. Z mazi wystawała mu jedynie głowa i jedna ręka w której trzymał telefon. To go uratowało.
W momencie gdy policjanci byli blisko zmusił się do wysiłku i podniósł rękę z zaświeconym telefonem. Funkcjonariusze dostrzegli go wtedy i wyciągnęli z bagna. 48-latek trafił do szpitala i po kilku dniach zdrowy wrócił do domu.
Rodzina napisała list z podziękowaniami do piaseczyńskich policjantów. Gdyby nie ich działania i odrobina szczęścia ich bliski na pewno nie przeżyłby, a być może nawet nie zostałby nigdy odnaleziony.