25-letnia Natalia W. przez dwa tygodnie przebywała w mieszkaniu ze swoją martwą córeczką, 13-miesięczną Amelką. Gdy policjanci zdecydowali się wejść do środka, odór rozkładających się zwłok czuć było już na klatce schodowej. Co tak naprawdę wydarzyło się w czterech ścianach?
Natalia W. wprowadziła się z córeczką do mieszkania przy ul. Czajkowskiego na krótko przed tragedią. Rozstała się ze swoim mężem, z którym przestało układać jej się po narodzinach Amelki. Jej bliscy wspominają, że nie chciała od nikogo żadnej pomocy, nie pozwalała mężowi zajmować się dzieckiem, ani go widywać. Wszyscy myśleli, że kobieta przechodzi depresję poporodową.
ZOBACZ: Poszedł do Aquaparku, po kilku dniach zmarł w męczarniach. To mogło spotkać każdego
4 maja 2018 roku ojciec dziecka widział je po raz ostatnie. Wystąpił do sądu o ustalenie terminów spotkań, ale gdy wypadał termin kolejnego Natalia nie otworzyła mu drzwi. Nie wiadomo, co działo się w mieszkaniu w tym czasie.
Po kilkunastu dniach do środka weszli policjanci. Zastali martwą Amelkę, której ciałko znajdowało się już w stanie rozkładu, a jej matka była skrajnie wycieńczona. Trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywa do dzisiaj.
Kobiecie postawiono zarzut, że „w okresie od 4 maja do 14 maja 2018 r. działając w zamiarze bezpośrednim, dokonała zabójstwa małoletniej A.W. w nieustalony sposób”. Prokuratura czeka teraz na wyniki dodatkowych badań zwłok dziewczynki, ponieważ wciąż nie wiadomo dlaczego zmarła.
Dodatkowo nie też jeszcze opinii biegłych nt. stopnia poczytalności Natalii W. w momencie dokonywania zbrodni. Jeśli zostanie uznana za niepoczytalną, to uniknie odpowiedzialności, a jedynie może zostać skierowana do zakładu zamkniętego.
fakt.pl/ foto: zdjęcie ilustracyjne