Leśniczy opiekujący się lasem pod Skokami w województwie wielkopolskim dokonał makabrycznego odkrycia. W czasie obchodu natknął się na zwłoki mężczyzny. Nie miał przy sobie dokumentów, a jedynie roboczy strój i rękawicę, całe w drewnianych wiórach. Okazało się, że to Ukrainiec.
Policjanci szybko doszli do wniosku, że ciało musi należeć do obcokrajowca, bowiem nikt nie zgłosił jego zaginięcia i nikt go nie szukał. Dalsze postępowanie wykazało, że to 36-letni Ukrainiec, Wasyl Czornej z okolic Śniatynia, który 4 miesiące temu przyjechał do Polski za chlebem.
ZOBACZ TEŻ: Nowa teoria nt. tajemnicy lotu MH370. „Pasażerowie mieli łagodną śmierć”
Policjantom udało się ustalić, że mężczyzna pracował w zakładzie stolarskim w Jastrzębsku Starym, 125 kilometrów od miejsca znalezienia zwłok!
Okazało się, że w połowie czerwca Wasyl zniknął. niektórzy pracownicy przyznali, że zasłabł w pracy, ale Grażyna F., szefowa i właścicielka biznesu nie chciała wezwać karetki pogotowia. Zamiast tego wsadziła go do auta i gdzieś pojechała.
Zamiast do szpitala, kobieta wywiozła ledwie żywego Ukraińca do lasu pod Skokami, gdzie wyrzuciła go i zostawiła na pewną śmierć. Zapewne bała się konsekwencji zatrudnienia obcokrajowca na czarno.
Zamiast tego usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy, za co grozi jej 5 lat więzienia. To i tak raczej niewielka kara. Oprócz niej oskarżono też drugiego Ukraińca, który o wszystkim wiedział, ale zataił te informacje przed śledczymi.