Czerwona rzeka pełna krwi nie tylko wzbudza przerażenie, wygląda koszmarnie, ale też zapach jej towarzyszący uniemożliwia jakiekolwiek prace czy nawet przebywanie w jej pobliżu. Nieopodal granicy Korei Północnej i Południowej doszło do przerażających scen.
Rzeka Imjin przepływa niedaleko granic obu Korei. Nie jest wielka, ale właśnie znalazła się na ustach całego świata. Wszystko za sprawą czerwonego zabarwienia, które zawdzięcza niczemu innemu tylko krwi. Nie jest to na szczęście krew ludzka, ale i tak sprawa wydaje się wstrząsająca.
ZOBACZ TEŻ: Miasteczko jak z filmu katastroficznego. Wszyscy mieszkają tam w JEDNYM bloku!
Władze Korei Południowej walczą z rozprzestrzeniającym się wirusem Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF). Aby zlikwidować jedno z jego ognisk, wybito 49 tysięcy świń z okolicznych farm. Ulewne deszcze doprowadziły z kolei do tego, że krew z miejsca pochówki świń przedostała się do wód gruntowych i do rzeki Imjin, zmieniając jej kolor i zapach.
Woda z rzeki nie nadaje się do użytku. Rolnicy pracujący w jej pobliżu skarżą się na nieznośny zapach, który właściwie uniemożliwia przebywanie w okolicy jej brzegów.
Wczoraj lokalne władze opublikowały oświadczenie, w którym stwierdziły, że sytuacja jest pod kontrolą. Krew została rzekomo odpompowana i zabezpieczona i nie ma wpływu na jakość wody z np. lokalnych wodociągów. Jednak czy po takich widokach ktokolwiek w to uwierzy?
Epidemia ASF pojawiła się w Korei Południowej we wrześniu tego roku. Wszystko wskazuje na to, że przybyła z Północy. Wirus jest wysoce zaraźliwy i ma niemalże 100% śmiertelność. Jednak przy tym nie jest zaraźliwy dla ludzi. Mięso świń z ASF można spożywać bez obaw.
Mimo to w Korei Południowej zabito już 380 tysięcy świń, a wojsko ma prawo strzelać do dzików, które przekraczają strefę zdemilitaryzowaną pomiędzy państwami.