Baza lotnicza w zachodnim Iraku, gdzie stacjonują siły zbrojne USA, została zaatakowana przez Iran.
Wystrzelono rakiety, które spadły m.in. na bazę Ayn al Asad, a więc jedno z najważniejszych miejsc stacjonowania amerykańskich wojsk w Iraku.
Irańskie rakiety spadły też na amerykańskie obiekty wojskowe w Erbilu w irackim Kurdystanie. Ataku dokonał irański Korpus Strażników Rewolucji, który odpowiedział w ten sposób na zabicie przez Amerykanów gen. Kasema Sulejmaniego.
Irańska telewizja państwowa podała informację o wystrzelonych „dziesiątkach pocisków”. Irak podał informację o wystrzelonych 22 pociskach, jakie spadły na terytorium tego kraju.
Do Białego Domu przybyli m.in. sekretarz obrony i sekretarz stanu. Rrzeczniczka Białego Domu Stephani Grisham poinformowała na Twitterze, że prezydent Donald Trump „uważnie monitoruje sytuację i konsultuje ją ze swoim zespołem bezpieczeństwa narodowego”.
„Żaden z polskich żołnierzy w Iraku nie ucierpiał po atakach rakietowych na bazy Al Asad i Irbil. Jesteśmy w stałym kontakcie z dowódcą Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku” – oświadczył szef MON Mariusz Błaszczak.
„Iran podjął i zakończył stosowanie proporcjonalnych środków samoobrony na mocy art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych w odniesieniu do bazy, z której rozpoczęto tchórzliwy atak zbrojny na naszych obywateli i wyższych urzędników. Nie dążymy do eskalacji ani wojny, ale będziemy się bronić przed każdą agresją” – napisał na Twitterze Javad Zarif, minister spraw zagranicznych Iranu.
W sobotę setki tysięcy osób wzięły udział w Bagdadzie w uroczystościach żałobnych. Wielu uczestników pochodu niosło zdjęcia Sulejmaniego i Muhandisa. W głośnym tłumie padały słowa: „Śmierć Ameryce”, „Śmierć Izraelowi”, „Ameryka to wielki szatan”.
W poniedziałek uroczystości pogrzebowe odbyły się w stolicy Iranu. Według władz na ulice Teheranu wyszło co najmniej kilkaset tysięcy ludzi.
Źródło:onetwiadomości/pixabay