1 września około godziny 23 policjanci w Hrubieszowie na Lubelszczyźnie otrzymali wezwanie do jednego z bloków mieszkalnych. Miał tam znajdować się agresywny mężczyzna, który okaleczał sam siebie. Interwencja policjantów zakończyła się tragicznie.
„O pomoc mundurowych poprosili ratownicy medyczni, którzy nie byli w stanie poradzić sobie z agresywnym i nadpobudliwym mężczyzną, który się okaleczał. Mężczyzna nie reagował także na polecenie przybyłych policjantów by odrzucić niebezpieczny przedmiot. Zachowanie 25-latka wskazywało na to, że może on znajdować się pod wpływem środków odurzających lub innych, podobnie działających. Istniało realne zagrożenie dla życia i zdrowia 25-latka, a także dla ratowników i samych policjantów, których próbował zranić”
– napisano w oficjalnym komunikacie policji.
Następnie mężczyzna miał wybiec na klatkę schodową, gdzie znajdowało się okno. Według komunikatu policji to wtedy, aby nie dopuścić 25-latka do skoku, policjanci użyli przymusu bezpośredniego, w tym zapewne paralizatora.
Obezwładnionego mężczyznę przewieziono do hrubieszowskiego szpitala. Zmarł tej samej nocy, o czym poinformował szpital 3 września. Sprawę jako pierwsza opisała lubelska „Gazeta Wyborcza”, policja zabrała głos w sprawie dopiero publikacji GW.
Zwłoki mężczyzny zostaną poddane sekcji zwłok. Postępowanie prowadzi lubelska prokuratura. Interwencja policjantów zostanie także oceniona przez Komendę Wojewódzką Policji w Lublinie.
Jak zawsze w takich sytuacjach pojawia się pytanie czy użycie paralizatora było zasadne. Skoro jednak ratownicy medyczni nie mogli poradzić sobie z mężczyzną, to znaczy, że mógł być naprawdę bardzo agresywny. Może więc w tej sytuacji nie mówimy wcale o ofierze policji, a dopalaczy lub narkotyków? Na odpowiedź musimy jednak jeszcze trochę poczekać.
wprost.pl/ foto: zdjęcie ilustracyjne