O ogromnym pechu, a zarazem życiowym farcie może mówić 36-letni Jeremy Taylor z Oregonu (USA). Mężczyzna powiedział żonie, że jedzie tylko zatankować auto i za chwilę wróci do domu. Miało mu to zająć dosłownie 10 minut, więc nie wziął ze sobą telefonu komórkowego. Jeremy w życiu nie spodziewał się, że krótka podróż mogła zakończyć się dla niego tragicznie.
Amerykanin natrafił na fatalne warunki pogodowe, rozpętała się potężna zamieć przez co 36-latek stracił orientację. Po kilkunastu minutach jego podróż skończyła się w ogromnej zaspie, w której ugrzęzło auto. Jeremy, który na przejażdżkę zabrał ze sobą psa spędził w niej aż 5 dni. Mężczyzna był odcięty od świata, a on i jego pupil przeżyli dzięki saszetkom z sosem z sieci amerykańskich lokali Taco Bell i roztopionemu śniegowi, który pili.
36-latek przyznał później, że zaczynał powoli tracić nadzieję, ponieważ on i jego zwierzę znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Mimo tego, że próbowali wydostać się z auta, to podróż uniemożliwiał im śnieg, który był tak głęboki, że mężczyzna zapadał się po samą szyję! Nie pozostało im nic innego jak czekać na ratunek. Na szczęście po 5 dniach poszukiwań ratownicy odnaleźli mężczyznę i jego pupila. Sieć Taco Bell obiecała wysłać 36-latkowi kilka prezentów, które pozwolą mu zapomnieć o koszmarze jaki przeżył.
źródła: o2.pl, foto youtube.com