Bayroot Pakbara był jednym z dziesiątek ratowników jaskiniowych, którzy w 2018 roku przeprowadzili niebywałą w dziejach świata akcję ratunkową 12 chłopców i ich trenera, którzy nieopatrznie weszli do jaskini w Tajlandii, którą następnie zalała woda. Bohaterski nurek po roku walki o zdrowie w szpitalu zmarł. Prawdopodobnie wszystko za sprawą akcji ratunkowej.
Historia ta zaczyna się 23 czerwca 2018 roku, kiedy to 12 młodych piłkarzy w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener weszli do jaskini Tham Luang w północnej Tajlandii. Chcieli zwiedzić jej korytarze, niestety w międzyczasie na powierzchni doszło do potężnej ulewy. Woda zalała niżej położone korytarze jaskini, odcinając grupkę od drogi wyjścia.
ZOBACZ TEŻ: Wyszedł na świąteczny spacer i nie wrócił. Strażacy dokonali makabrycznego odkrycia
Wielu szybko straciło nadzieję na odnalezienie zaginionych żywych, ale 2 lipca pierwsi ratownicy przedarli się przez zalane korytarze i dotarli do miejsca, w którym byli uwięzieni chłopcy. Rozpoczęła się gorączkowa walka o ich życie. Ulewne deszcze cały czas groziły dalszym zalaniem jaskini, razem z miejscem schronienia chłopców i trenera.
Niezwykle skomplikowana akcja dała pierwsze efekty 10 lipca. Wtedy na powierzchnię wydostano czterech pierwszych chłopców. W kolejnych dniach uratowano wszystkich uwięzionych. W trakcie akcji zginął jeden z nurków, ochotnik.
Jednak to nie jedyna ofiara. Po ponad roku od tych dramatycznych wydarzeń zmarł Bayroot Pakbara. Praktycznie od samego początku przebywał w szpitalu. Cierpiał na dziwną infekcję, która była odporna na wszelkie leki. Wszystko wskazywało na to, ze infekcję krwi u oficera tajskiej marynarki wojennej wywołały nieznane bakterie z wnętrza jaskini.
Lekarzom nie udało się go uratować, został pochowany w swojej rodzinnej prowincji. Teraz wydaje się to jeszcze większym cudem, że żaden z uwięzionych w jaskini nie złapał przez niemal trzy tygodnie bytności w jej wnętrzu tej samej infekcji!