Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w maju 2018 roku dokumenty z tej sprawy zaginęły i zdaniem Mitera posłużyły do szantażowania Biedronia. To m.in. dlatego nie zdecydował się w ogóle kandydować na prezydenta Słupska. Dziennikarz zadaje też bardzo zasadne pytanie: co jeśli Biedroń zostałby istotnym politykiem i dokumenty te miałyby posłużyć obcym służbom do szantażowania go?
Paweł Miter twierdzi, że mimo nacisków ze strony prawników Biedronia jego tekst ukaże się zgodnie z planem w piątek. Dziennikarz zapowiada, że dotarł do prokuratura prowadzącego sprawę i wielu innych osób mających z nią związek. A nawet do osoby, która posiada skradzione akta sprawy. Co będzie dalej? Czy czeka nas polityczne trzęsienie ziemi?
Jedno jest pewne – albo przykładamy do wszystkich polityków jednakową miarę, albo nie oceniajmy ich wcale. Jeśli lider postępowej lewicy, który chce dbać o prawa pokrzywdzonych mniejszości zgotował takie piekło rodzinie, że własna matka nie wytrzymała i skierowała wobec niego oskarżenia, to delikatnie mówiąc powinien zniknąć ze sceny politycznej.
radiozet/se.pl/facebook.com/paweł mitera/twitter.com