Być może miał to być ich urlop życia. A może po prostu wakacje jak jedne z wielu. Niezależnie od tego, to co spotkało młode małżeństwo z Teksasu nigdy nie powinno mieć miejsca. Lekarze bezradnie rozkładają ręce i wciąż nie wiedzą, co tak naprawdę się stało.
David i Michelle Paul z Fort Worth w Teksasie wybrali się na wakacje na Fidżi. Byli zdrowymi, wysportowanymi, młodymi ludźmi. W Stanach pozostawili z bliskimi swoje dwuletnie dziecko oraz dziecko z poprzedniego związku Davida. Chcieli tym czasem cieszyć się tylko we dwoje.
ZOBACZ TEŻ: Pijani policjanci urządzili sobie strzelnicę na placu zabaw. Skończyło się tragicznie
W ostatni dzień wyjazdu oboje zaczęli czuć się źle. Ich stan na tyle szybko się pogarszał, że trafili do szpitala. Lekarze nie potrafili zwalczyć infekcji, ani nawet poprawnie zdiagnozować swoich pacjentów. Pierwsza zmarła Michelle. Wtedy zapadła decyzja o wywiezieniu Davida do szpitala w Australii, jednak mężczyzna zmarł zanim został przygotowany do transportu.
Wszystko wskazuje na to, że parę mógł zabić jakiś mało znany wirus, jednak jak na razie nikt nie wie jaki! Póki co ich ciała zostaną na Fidżi, aby przeprowadzić wszystkie niezbędne badania i ekspertyzy. Sprawę prowadzi także lokalna policja, a wszystkiemu przygląda się Ambasada USA. Jeśli okaże się, że za śmierć turystów odpowiada choroba zakaźna, ich ciała będą musiały zostać skremowane przed przewiezieniem ich do USA.
wprost.pl/ foto: fb