Pięknie położona wioska, zaledwie 70km od Drezna i 2 godziny jazdy od Berlina. Idealne miejsce na wypoczynek. Czy aby na pewno?
Wioska Alwine 9 grudnia zostanie wystawiona na licytację. Cena wywoławcza – zaledwie 125 tys. euro. Za nieco ponad pół miliona złotych możemy nabyć całą miejscowość! W tej cenie otrzymamy dwa domy wielorodzinne, jeden dom wolnostojący, pięć połówek domów typu „bliźniak” i jeden cały „bliźniak”. Łącznie to niemal 16 tys. mkw. ziemi i aż 14 tys. mkw. powierzchni mieszkalnej.
Dodatkowo miejscowość leży w centrum Brandenburgii, łatwo dostać się tu z Drezna, a i z Berlina nie jest strasznie daleko. Otoczona lasami, spokojna wioska mogłaby służyć jako wspaniałe miejsce wypoczynkowe. A jednak nikt jak na razie nie wyraził zainteresowania jej kupnem.
Dlaczego?
Ponura prawda wychodzi na jaw, gdy przyjrzymy się Alwine z bliska. Budynki w niej są w opłakanym stanie. Wymagają sporych nakładów finansowych, co przyznaje nawet dom aukcyjny, który będzie prowadził licytację wioski. Cywilizacja także nie dotarła w brandenburskie lasy – brak tu centralnego ogrzewania, gazu, są za to piece kaflowe i węglowe kuchenki.
Jakby tego było mało w tej dziurze – nie bójmy się użyć tego słowa – wciąż mieszka 15 lokatorów! Głównie są to emeryci, którzy nie mają gdzie uciec, ale trafi się także rodzina z dziećmi. Po ewentualnym nabyciu wioski trzeba by się z nimi dogadać w sprawie remontów. A to może nie być takie łatwe.
Sprzedający upierają się, że mieszkańcy dołożą swoją cegiełkę do remontów, a dodatkowo nabywca może liczyć na zyski z czynszów płaconych przez ludzi z Alwine… jednak i tu jest pewien problem. Część lokatorów świadomie nie płaci uznając, że za tak liche warunki mieszkalne zapłata się nie należy, a ci którzy płacą, odprowadzają niziutkie, pamiętające NRD stawki. Roczny zysk z czynszów to zaledwie 16 tys. euro. Ale dom aukcyjny zapewnia, że po remontach można by ściągnąć od mieszkańców nawet 30 tys. euro rocznie.
Alwine powstało na przełomie XIX i XX wieku jako osiedle dla robotników pracujących w pobliskich fabryce brykietu i kopalni węgla. Po upadku Muru Berlińskiego i zjednoczeniu Niemiec miejscowośc kupiło dwóch braci, ale gospodarowanie na włościach nie szło im najlepiej. Po śmierci jednego, rodzina zdecydowała się pozbyć upadającej wioski. I wcale im się nie dziwimy… choć może znajdzie się zdesperowany pasjonat, którzy tchnie nowe życie w miejsce o którym i człowiek i Bóg i nawet „Żelazna Kanclerz”, Angela.
rp.pl/foto: screenshot