Dziesięć lat temu, u 40-letniej wówczas Wendy Davison, zdiagnozowano raka szyjki macicy. Państwo Davison zdecydowali, że do leczenia podejdą w sposób naturalny – odmówili chemioterapii i radioterapii, a postanowili cieszyć się życiem!
Gdy w 2014 r. Wendy usłyszała, że zostało jej tylko pół roku życia, para udała się… w podróż do Europy. Jak potem opowiadali: to był czas ich życia, który jak widać pozytywnie wpłynął na zdrowie kobiety.
Niestety po 10-letniej walce z chorobą 21 kwietnia Wendy zmarła. Jak powiedział jej mąż Russell Davison:
Wendy zmarła bardzo spokojnie, w pełni uspokojona, bez bólu, w ramionach moich i Dylana [syna] i z naszym zawsze wiernym psem Elvisem, który przytulił się do niej.
Zgodnie z prawem, jeśli tylko lekarz pierwszego kontaktu został poinformowany o zgonie, to ciało może legalnie zostać w domu do czasu pogrzebu.
To dlatego Russell Davison, który został ze „złamanym sercem” mógł przez sześć dni spać w tym samym pokoju ze zmarłą żoną. Jak mówi:
Nie chciałem, aby ciało poszło do kostnicy. To było także wyzwanie do zmiany postawy względem umierania.
ms, źródło: bbc