12-latka mieszkająca w Łyśwach w Kraju Permskim w Rosji wyszła z domu do szkoły. Gdy zaginęła, nikt nie miał wątpliwości, że winny w sprawie może być agresywny sąsiad. Jak to możliwe, że recydywista i potwór żył spokojnie wśród normalnych ludzi, bez żadnej kontroli służb?
12-latka z rodzicami mieszkała na piątym piętrze jednego z bloków. Rodziców zaniepokoił fakt, że córka długo nie wraca, a dodatkowo ma wyłączony telefon. Od razu wezwali policję. Rozpoczęły się poszukiwania.
Jedna z sąsiadek niemal od razu podrzuciła policjantom myśl, by „sprawdzili mieszkanie tego potwora”. Chodziło o 35-letniego Siergieja L., który od pół roku mieszkał na 2. piętrze tego bloku. Sąsiad często był agresywny, nadużywał alkoholu. Wszyscy w okolicy bali się tego furiata.
ZOBACZ: Olsztyn: poniósł ich melanż, wysadzili w powietrze mieszkanie. Nie uwierzysz w jaki sposób!
Gdy policjanci weszli do jego mieszkania, od razu odkryli zwłoki 12-latki schowane w szafie. Były zgwałcone i nosiły ślady wielu obrażeń. Siergiej L. przyznał się do winy. Jak opowiedział, gdy dziewczyna schodziła po schodach złapał ją od tyłu za szyję, zasłonił usta i wciągnął do mieszkania. Tam zgwałcił i zamordował.
Dopiero wtedy wyszło na jaw, że Siergiej L. to recydywista, który pół roku wcześniej wyszedł z kolonii karnej. Miał za sobą dwa wyroki, w tym jeden za gwałt. A mimo to wrócił do społeczeństwa i bez żadnej kontroli służb mógł żyć między innymi ludźmi. Czy zbrodni można byłoby uniknąć? To już będzie musiała rozstrzygać rosyjska Temida, ale życia tej dziewczynce nikt nie zwróci.
o2.pl/ foto: pixabay