Jak widać w praktyce nie ma czegoś takiego jak wspólny rynek towarów i usług. Każdy dba o swoje. Francuzi szczególnie.
Dziennik Gazeta Prawna przeprowadził wywiad z Hanną Goutierre, prezesem Polskiej Izby Handlowo-Towarowej we Francji. Dotyczył on przede wszystkim kondycji polskich przedsiębiorstw robiących interesy we Francji i perspektyw na dalszy rozwój.
Polskie firmy w ostatnich latach poczyniły ogromny postęp. Mogą się wykazać wszelkimi niezbędnymi certyfikatami i pozwoleniami, spełniają zawiłe wymogi francuskiego prawa, a do tego wciąż są tańsze, sumienniejsze, terminowe i dysponują świetną kadrą – nierzadko lepszą od miejscowej. Skoro więc nie można sobie z nimi poradzić inaczej – trzeba sięgnąć po nieczyste zagrywki.
Hanna Goutierre opowiedziała w wywiadzie jak najprościej uprzykrzyć życie zagranicznym przedsiębiorstwom we Francji:
„Bez dobrego księgowego, prawnika i specjalisty od kadr zorientowanego w gąszczu francuskich przepisów nie ma co próbować podbijać francuskiego rynku. Na francuskie firmy z niektórych branż (m.in. z branży budowlanej) wywierane są naciski ze strony władz, aby nie zlecać usług i nie kupować produktów od polskich firm. Daje im się do zrozumienia, że mogą stracić dotacje albo spodziewać się częstszych kontroli. Na bariery na rynku natknęli się min. polscy producenci okien, którym uniemożliwiono dostawy dla odbiorców instytucjonalnych”
Oto europejska solidarność i poszanowanie prawa w praktyce! Jak widać wszelkie ideały wolnego przepływu towarów i usług w UE odchodzą na dalszy plan, gdy trzeba dbać o własne interesy. Szkoda, że to wolno tylko największym, bo w przeciwnym razie uruchamiana jest cała machina mająca pogrążyć niesforne, małe „kraiki”, które usiłują wyłamać się spod zależności silniejszych. A w tym akurat Francuzi są mistrzami!
biznes.interia.pl