Okazuje się, że realia multikulturowego nie są tak kolorowe jak założenia. Szwedzki rząd coraz intensywniej rozważa różne opcje walki z panoszącymi się gangami.Możliwe, że za jakiś czas walką z nimi zajmie się wojsko.
Debata liderów szwedzkich partii politycznych odbyła się niedawno w parlamencie. Sprawą dominującą w dyskusji był obniżający się poziom bezpieczeństwa w Szwecji. Okazuje się bowiem, że policja nie radzi sobie ze zorganizowanymi grupami przestępczymi.
„Dalej będziemy zdecydowanie i cierpliwie zwalczać alternatywne społeczeństwa. Kiedy uda nam się odciąć możliwości finansowania grup przestępczych, zmniejszy się przemoc na ulicach”
– powiedział premier Stefan Loefven
Lider antyimigranckiej partii Szwedzkich Demokratów zaproponował aby do walki z gangami wykorzystać szwedzkie wojsko. Choć jeszcze jakiś czas temu pomysł taki zapewne wywołałby furię u lewicowych polityków, tym razem… przyjęli go wyjątkowo spokojnie i rzeczowo!
Premier Loefven przez dziennikarzy po debacie o pomysły szwedzkich demokratów uznał, że choć nie jest to rozwiązanie, o którym myśli w pierwszej kolejności, to jednak nie odrzuca go!
Jerzy Sarnecki, znany kryminolog, ostrzega jednak, że wyprowadzenie wojska w szwedzkich realiach na ulice to de facto rozpoczęcie wojny domowej w tym kraju. I może mieć rację. Już 1/5 społeczeństwa tego kraju stanowi ludność napływowa. To siła, z którą trzeba się liczyć.
Policyjni eksperci szacują, że w Szwecji działa 500 dużych grup przestępczych. W ubiegłym roku w wyniku ich porachunków zginęły 42 osoby. Jaka będzie decyzja szwedzkich władz? Nie podejrzewamy ich o chęć wprowadzenia rozwiązań stanowczych. Ale kto wie – gdzieś przecież musi istnieć tzw. „cienka czerwona linia”. Wkrótce zobaczymy, gdzie ona jest i czy gangi imigrantów faktycznie ją przekroczą.
interia.pl