Kim Dzong Un ogłosił zakończenie testów nuklearnych i rakietowych w swoim państwie. Wielu sąsiadów odetchnęło z ulgą, ale czy to oznacza, że jesteśmy bezpieczni? Nie. Po pierwsze dlatego, że jak rzekł Kim Dzong Un, testy kończy, bo możliwości broni masowego rażenia zostały „zweryfikowane”. A po drugie istnieje inne, nie mniej straszne zagrożenie.
Specjalnym raportem zajął się rosyjski profesor Oleg Szczeka z Władywostoku. Naukowiec zwrócił uwagę na ryzyko potężnej katastrofy atomowej, której źródłem może być ośrodek Jongbjon w Korei Północnej.
Według niego, Koreańczycy nie przestrzegają wszystkich procedur bezpieczeństwa przy swoich reaktorach jądrowych. Zwiększanie zapotrzebowania na prąd może za jakiś czas doprowadzić do tragedii na miarę tej z 1986 roku, lub nawet większej.
Obawy budzi fakt, że mogą próbować uruchomić elektrownie jądrowe, w których reaktory nie spełniają norm i są słabo przetestowane. Byłoby to zgodne z północnokoreańską tradycją poświęcania standardów bezpieczeństwa w celu przyspieszenia budowy priorytetowych obiektów przemysłowych
– napisał w swoim raporcie.
Pierwszy reaktor w Jongbjon postawili właśnie Rosjanie, w 1965 roku. Był to reaktor RBMK-1000, dokładnie taki jaki zawiódł w Czarnobylu. Koreańczycy z Północy skopiowali go i nauczyli się jak je budować.
Dane te opublikowano na stronie 38North, zajmującej się problematyką obu Korei i ich stosunków z USA.
W zależności od warunków pogodowych, takich jak siła i kierunek wiatru, nawet 100 milionów ludzi w Korei Północnej i Południowej, a także we wschodnich prowincjach Chin, na południu Dalekiego Wschodu Rosji i na zachodnim wybrzeżu Japonii, może być narażonych na śmiertelne niebezpieczeństwo
– dodaje profesor Szczeka.
Obecnie w Jongbjon uruchamiany jest reaktor o mocy 100 megawatów. Prawdopodobnie pracują tam także dwa inne reaktory doświadczalne. Istnieje też pewne prawdopodobieństwo, że Korea Północna ma jeszcze inne, nieznane szerzej reaktory. Jeśli któryś z nich zawiedzie, tamta część świata może mieć potężne problemy.
o2.pl